poniedziałek, 4 kwietnia 2016

14. Madeline

              Wyjęłam zawartość koperty, ale zanim zdążyłam zacząć czytać, usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wstałam szybko i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i ponownie wzięłam do rąk kartki. Dłonie tak mi się trzęsły, że ledwo potrafiłam czytać, a serce waliło tak mocno i głośno, że miałam wrażenie, że słychać je w całym domu. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać.

Witaj, mam na imię Madeline.

                Mam nadzieję, że się nie przestraszyłaś, to naprawdę nie było i nie jest moim zamiarem. Wręcz przeciwnie. Chcę Ci pomóc. Poznałaś Jasona i to dosyć blisko, prawda? Jaką sprzedał Ci bajeczkę? Przeprowadził się z Florydy, z Hawajów, czy z Karoliny? Pewnie teraz jesteś zaskoczona, ale niestety to nie pierwszy raz, kiedy tak postępuje. Tak naprawdę przeprowadził się z sąsiedniego miasta, a powodem wcale nie był awans rodziców, albo oferta lepszej pracy czy szkoła. Powodem byłam ja, a w zasadzie to, co zrobił mi i przed czym uciekał. Byłam jego dziewczyną przez pół roku i muszę Ci powiedzieć, że to były najgorsze miesiące mojego życia, chociaż długo próbowałam sobie wmówić, że jest inaczej.

                 Zacznę od początku. Poznaliśmy się pod koniec stycznia. Na początku było cudownie,, no wiesz, kwiaty, spacery, rozmowy do późna. Spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu, chodziliśmy do kina, na pizze, na lody. Nie obchodziło nas, co inni mówili, ani co myśleli. Uważałam wtedy, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, mimo że miałam dopiero 16 lat. Jakże łatwo było poddać się jego urokowi. Wydawało się, że ma niesamowity charakter, był taki miły, czuły, romantyczny i troskliwy. A wygląd? Zdawało się, że jest idealny w każdym calu i jak tu się w nim, nie zakochać? No właśnie, jak? Nie było opcji, żebym się przed tym obroniła. To musiało nastąpić i tak się stało już kilka tygodni później. Zakochałam się w Jasonie do szaleństwa, jak to bywa w takim wieku. Nie widziałam świata poza nim, chciałam, żeby on czuł to samo, więc kiedy powiedział, że mnie kocha, ani przez moment nie wątpiłam w jego słowa. Po prostu chciałam, żeby tak było, a skoro powiedział, że tak jest, to dlaczego miałabym nie uwierzyć? Przecież sama uważałam, że darzę go tym wyjątkowym uczuciem.

                  Wielka szkoda, że nikt mi wtedy nie powiedział całej prawdy o nim. Nie byłam pierwszą, którą tak traktował. Powiedział mi, że przeprowadził się z rodzicami z Florydy, ponieważ mama dostała lepszą pracę, a tak naprawdę uciekał przed swoją przeszłością, a w zasadzie dziewczyną z przeszłości. Nigdy nie próbował się zmienić. Wracając do opowieści. 

                  W połowie kwietnia zostaliśmy parą. Nadal było świetnie, ale już zaczynało się robić trochę inaczej. Wszystko musiało być tak jak on chciał, wszystko musiał sam planować, a jeśli tylko próbowałam to zmienić, wściekał się i krzyczał. Któregoś dnia, mniej więcej pod koniec kwietnia, rozchorowałam się (zwykła grypa, ale czułam się tak fatalnie, że nie wychodziłam z łóżka). Napisałam do niego SMSa, że bardzo mi przykro, ale dzisiejszą randkę musimy przełożyć, bo jestem chora. Myślałam, że to zrozumie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się myliłam. Byłam wtedy sama w domu. Wpadł w szał zaraz po przeczytaniu wiadomości. Przyszedł do mnie, wściekły i kiedy otworzyłam mu drzwi, spojrzałam na niego i już wiedziałam, że będę tego żałować. Złapał mnie za oba nadgarstki tak mocno, że pozostawił siniaki, a ja w tamtej chwili osłabiona przez chorobę, prawię upadłam. Wciągnął mnie do środka, trzasnął drzwiami i zaczął krzyczeć: „Co to znaczy, że musimy ją przełożyć?! Spotykasz się z kimś innym?! Zdradzasz mnie?! Mnie się nie zdradza!” i wtedy uderzył mnie. Pierwszy raz mnie uderzył. W lewy policzek, a że jego dłoń jest naprawdę duża, to zahaczył również o oko. Do dzisiaj pamiętam pieczenie całej połowy twarzy i jak łzy, które popłynęły mi z oczu podrażniały powstające zaczerwienienie, a później siniaka. Poczułam się upokorzona, a on wściekł się jeszcze bardziej widząc, że płaczę i popchnął mnie na przeciwległą ścianę. Uderzyłam w nią plecami i zsunęłam się na ziemię. To nie był koniec, szarpnął mnie za ręce tak, żebym wstała i znowu zrobił to samo. Rzucał mną jak szmacianą lalką, a ja nie byłam w stanie nic zrobić.

                  Kiedy wreszcie wyszedł, wyjęłam z zamrażalnika lód i musiałam obłożyć nim prawie całe ciało. Położyłam się w łóżku i płakałam, płakałam przez kilka godzin, aż wrócił, a musisz wiedzieć, że wrócił z kwiatami i błagał o wybaczenie. Przepraszał, tłumaczył, że nie wie co w niego wstąpiło, że mnie kocha, że to już nigdy się nie powtórzy, a ja głupia mu uwierzyłam.

                   Przez kolejne dni opiekował się mną jak nikt inny i myślałam, że to naprawdę jednorazowa sytuacja. Jednak kilka tygodni później znowu to zrobił, bo zamówiłam dla niego złą pizze, a zła była dlatego, że miała być z cebulą, a ja o niej zapomniałam. Później znowu przepraszał, a ja mu wierzyłam i nawet zaczęłam sobie wmawiać, że to moja wina, bo to przecież ja go zdenerwowałam. Powtarzało się to wielokrotnie.

                    Kiedyś tak się zdenerwował, że złamał mi dwa żebra, przez kilka tygodni każdy oddech sprawiał mi ból. Lekarze zaczęli coś podejrzewać, bo przestali wierzyć w upadki na rowerze, spadanie ze schodów, czy oberwanie piłką do nogi w twarz na w-fie. Kilka razy proponowali mi obdukcję, a ja się nie zgadzałam, tłumacząc, że nikt mnie nie uderzył, że po prostu brak mi koordynacji ruchowej, i że to wszystko, tylko i wyłącznie moja wina. Przez pół roku chowałam wszystkie siniaki, nawet rodzicom mówiłam, że jestem ciamajdą i chyba muszę przestać jeździć na rowerze. Nakładałam makijaż na ślady na twarzy, tak, że były ledwo widoczne. Dopiero później zaczęłam rozumieć, że coś jest nie tak, że już nie chcę z nim być, ale boję się jego reakcji, na taką wiadomość. Dlatego, kiedy ponownie mnie uderzył, zrobiłam obdukcję i wystąpiłam o zakaz zbliżania. Kilka dni później wyprowadził się, a jakiś czas temu widziałam Was pod szpitalem.

                    Właśnie dlatego do Ciebie piszę. Uciekaj póki jeszcze możesz. Wycofaj się zanim będzie za późno. Żadna dziewczyna nie zasługuje na takie traktowanie. Nie napisałam Ci tego, żebyś mi współczuła, było, minęło, chcę Cię przed nim ostrzec, żebyś nie musiała przechodzić przez to samo, bo choćby obiecywał, że się zmieni to on nigdy tego nie zrobi.

                    Jeśli zgodzisz się ze mną spotkać i porozmawiać, będę wdzięczna, musisz wiedzieć o nim wszystko, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować. Kiedy się spotkamy, pokażę Ci kilka zdjęć, może wtedy uwierzysz, że to wszystko jest prawdą. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko brzmi niewiarygodnie, szczególnie dlatego, że na początku wydaje się taki niesamowity. Właśnie dlatego, tak trudno zauważyć, jaki jest naprawdę. Potrzebowałam dużo czasu, żeby się z tym pogodzić i wiem jakie to trudne. Dlatego chciałabym, żebyś wiedziała, mimo że tak naprawdę się nie znamy to możesz na mnie liczyć. Pomogę Ci się z tym uporać. Mam nadzieję, że się spotkamy. Mój numer jest nieznany, więc pewnie myślałaś, że nasze rozmowy są jednostronne, ale możesz mi odpisać. To nie jest zablokowane.

                   Przemyśl sobie to wszystko i napisz. Spotkamy się, porozmawiamy w cztery oczy, a nie elektronicznie, albo na papierze.
Z niecierpliwością czekam na odpowiedź,
Madeline”

                    Z jednej strony nie potrafiłam w to uwierzyć, a z drugiej miało to sens. Zdążyłam już zauważyć, jak dziwnie się zachowuje, przecież już kilka razy zostawiał siniaki na moim nadgarstku. I chociaż miałam mnóstwo wątpliwości, było wiele niedopowiedzeń i wydawało się to co najmniej dziwne, wiedziałam jedno. Muszę się spotkać z Madeline i przekonać się, czy to wszystko to prawda.


                    Wzięłam telefon do ręki i napisałam jej wiadomość z datą i miejscem spotkania. Odpisała bardzo szybko, potwierdzając swoją obecność. 

___________________
Zjawiam się z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba :) 

Wyraźcie swoją opinie w komentarzu! :)