sobota, 23 stycznia 2016

10. Tego się nie spodziewałam

            W piątek obudziłam się wypoczęta. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, żeby przygotować się do szkoły. Ubrałam zieloną, krótką sukienkę i czarny sweterek. Spojrzałam w lustro i lekko się uśmiechnęłam do swojego odbicia. Ostatni tydzień był trudny i przyniósł wiele niespodzianek. Wypadek Chrisa, pocałunek Jasona, dziwne zachowanie Seana. Odniosłam też wrażenie, że rodzice coś przed nami ukrywają. Stałam tak jeszcze chwilę rozmyślając.

            Wyszłam z domu, Jason już na mnie czekał i poszliśmy do szkoły. Lekcje dłużyły się strasznie, pewnie dlatego, że dzisiaj Chris wracał do domu. Rany szybko się zrastały i czuł się dobrze, więc lekarz zadecydował, że może wyjść ze szpitala szybciej. Czekał go jeszcze tydzień w łóżku. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek, posiedziałam jeszcze chwilę i ruszyłam na stołówkę. Na korytarzu było prawie pusto, co mnie cieszyło, nie lubiłam przepychać się przez tłum.

   - Hej – zaczepił mnie chłopak, skądś go znam, tylko skąd… Czarne włosy, wysoki, ciemne oczy, ciemna karnacja i bardzo specyficzny akcent. Na swój sposób przystojny.

   - Hej – odpowiedziałam niepewnie, a on się zaśmiał. Miał bardzo przyjemny śmiech, taki szczery i ciepły.

   - Jestem Luke, chodziliśmy kiedyś razem na matmę – powiedział, chyba rozumiejąc, że go nie poznałam. Teraz wszystko jasne, to on zawsze siedział w ostatniej ławce i kończył testy jako pierwszy. Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, więc nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić.

   - Faktycznie, wybacz, nie poznałam Cię – uśmiechnęłam się delikatnie, lekko zawstydzona. Jego kąciki ust się uniosły i odsłoniły rząd prostych, białych zębów. Cholera, muszę przyznać, że naprawdę jest atrakcyjny.

   - Nic nie szkodzi – widziałam w jego oczach, że mówi szczerze. – Wiesz… chciałem Cię o coś zapytać – jego akcent tylko dodawał mu uroku. – Chciałabyś może gdzieś ze mną wyjść? – tym mnie zaskoczył. Spojrzałam na niego zdziwiona – spokojnie, nie mam na myśli randki, wiem że kręcisz z tym nowym. Chciałem się tylko zaprzyjaźnić. – uspokoił mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.

   - To co, spacer? – skinął głową również się uśmiechając – W niedzielę po południu? – miałam szczerą nadzieję, że się zgodzi. Wyglądał na fajnego chłopaka, a od kiedy Lili i Austin zaczęli ze sobą chodzić, większość czasu spędzam sama lub z Jasonem. Tylko, że on też ma swoich przyjaciół i nie chcę, żeby z nich rezygnował.

   - Pewnie, przyjdę po Ciebie o 17, może być? – skinęłam głową.

            Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę i weszłam na stołówkę. Rozejrzałam się i po chwili napotkałam spojrzenie Jasona, który siedział przy stoliku z Lili i jej chłopakiem. Już z daleka widziałam, że był zły. Spojrzałam na zegarek. Zostało pięć minut do końca przerwy. Nie mogłam uwierzyć, że tak długo z nim rozmawiałam. Powoli podeszłam do stolika i usiadłam. Starałam się nie  patrzeć na Jasona, chciałam uniknąć kłótni przy wszystkich. Nie rozumiałam tylko, dlaczego był taki zły. Nikt nie mówił, że muszę z nim spędzać każdą wolą chwilę i każdą przerwę. Nie przesadzajmy, bo kim takim on jest? Pocałował mnie i tyle. Czasem łapie mnie za rękę, ale bardzo rzadko. Zachowuje się co najmniej dziwnie. Szarpnął mnie lekko za ramię, żebym na niego spojrzała. Zrobiłam to niechętnie i wiedziałam, że to był błąd. Patrzył na mnie tak wściekły, jakbym mu psa zabiła…

   - Gdzieś Ty była?! – krzyknął i od razu kilka osób odwróciło się w naszą stronę.

   - Na korytarzu – próbowałam zachować spokój, ale to jak na mnie patrzył nie pomagało.

   - To nie wiesz, że jest lunch i czekam tu na Ciebie jak idiota?! – darł się coraz głośniej i teraz już prawie wszyscy na nas patrzyli. Co w niego wstąpiło? Zacisnął dłoń na moim przedramieniu. Zabolało, więc wyrwałam mu się. Wstałam z krzesła i chciałam odejść, ale mnie zatrzymał i odwrócił w swoją stronę – A teraz gdzie się wybierasz? – zapytał już trochę spokojniej, ale nie miałam najmniejszego zamiaru z nim rozmawiać.

   - Tam, gdzie nie będziesz się na mnie darł. – zobaczyłam zdziwienie w jego oczach i odeszłam. Chyba chciał za mną iść, ale Lili powiedziała, żeby dał mi teraz spokój. Dobrze mnie znała. Wiedziała, że musiałam się uspokoić, żeby nie pokłócić się z nim na oczach wszystkich.   

            Pozostałe lekcje mijały w miarę szybko. Starałam się nie myśleć o zachowaniu Jasona, żeby nie psuć sobie humoru, ale nie bardzo mi to wychodziło. Zmieniał nastroje jak kobieta w ciąży, może nawet szybciej. Raz był kochany i wesoły, a za chwilę się wściekał, nie wiadomo dlaczego. Czasami chciałabym wiedzieć co mu siedzi w głowie.

            Podeszłam do swojej szafki i wzięłam strój na trening. Chowając niepotrzebne książki usłyszałam jakieś krzyki. Spojrzałam na zegarek, do dzwonka było jeszcze kilka minut, więc ruszyłam w tamtą stronę. Skręciłam za róg i zobaczyłam tłum ludzi, w środku coś się działo. Z Każdym krokiem było coraz głośniej i rozpoznałam głosy dwóch krzyczących chłopaków.

   - Zostaw ją w spokoju! – Jason.

   - Koleś, o co Ci znowu chodzi?! – Sean.

            Nie wierzę… Zaczęłam przepychać się do przodu, żeby zobaczyć co się dzieje, ale nikt nie chciał mnie przepuścić. Dopiero kiedy zaczęłam używać łokci, niechętnie się przesuwali. Miałam wrażenie, że nigdy tam nie dojdę, a kiedy już mi się udało, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jason i Sean szarpali się na środku korytarza, krzycząc na siebie. Co im strzeliło do głowy. Już chciałam wejść między nich i ich rozdzielić, kiedy Jason się zamachnął i uderzył Seana pięścią w twarz. Ten nie był mu dłużny i zaczęli się bić. Nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam krzyczeć, żeby przestali, ale mieli mnie gdzieś. Wzięłam się w garść i podeszłam do nich. Złapałam Jasona za koszulkę i z całej siły pociągnęłam w moją stronę. O dziwo podziałało. Teraz chłopak leżał na plecach nie wiedząc co się dzieje.

   - Co Ci odwaliło?! – nadal był w szoku i nie wiedział co ma mi powiedzieć. Pokręciłam głową i odwróciłam się do Seana – Wszystko w porządku? – skinął głową, miał rozciętą wargę, ale poza tym nic mu nie było. Za to Jason miał rozwalony nos i łuk brwiowy. Poprosiłam kogoś, żeby zabrał ich do pielęgniarki, ale Sean stwierdził, że nie ma takiej potrzeby i poszedł do domu. Odwróciłam się i poszłam na trening, nie zwracając uwagi na prośby Jasona, który chciał mi to wytłumaczyć. Miałam go już dzisiaj serdecznie dosyć.

            Wchodząc do domu miałam koszmarny humor, jednak na kanapie w salonie siedział Chris. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Usiadłam obok niego i opowiedziałam mu, co się stało. Uznał, że mam się tym nie martwić, a Jasonowi przejdzie, kiedy przypomniałam sobie, że miałam się z nim dzisiaj spotkać, stwierdził „Napisz mu, że nie masz ochoty”. I tak właśnie zrobiłam. Później pomyślałam o propozycji Luke’a i do niego napisałam, czy moglibyśmy spotkać się dzisiaj, zamiast w niedzielę. Nie miał nic przeciwko, więc umówiliśmy się na 18.

            Czas spędzony z Chrisem mijał bardzo szybko i gdyby nie przypomniał mi, że za chwilę wychodzę, pewnie bym nie zdążyła. Poszłam szybko do swojego pokoju i ubrałam czarne, dopasowane rurki i fioletową bluzę, zakładaną przez głowę. O tej porze było już zimno, a nie chciałam zmarznąć. Luke zapukał równo o 18, był punktualny. To dobrze, nie lubię jak ktoś się spóźnia. Na początku nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale było super. Często żartował i nie próbował ze mną flirtować. Zachowywał czysto przyjacielskie relacje, tak jak obiecał. To był miły wieczór. Chociaż przez chwilę nie myślałam o zachowaniu Jasona i mogłam się zrelaksować. Po jakiś dwóch godzinach odprowadził mnie do domu, a ja przytuliłam go na pożegnanie i weszłam do środka.

            Poszłam pod prysznic i ubrałam moją ulubioną, fioletową piżamkę. Położyłam się wcześnie, ale długo nie mogłam zasnąć. Nie rozumiałam zachowania Jasona, miałam dość tego. Starałam się myśleć o czymś przyjemnym i wtedy zasnęłam, myśląc o Luke’u.

            Rano byłam wyspana, a kiedy zeszłam na dół zobaczyłam rodziców siedzących z Chrisem w salonie. Zawołali mnie i powiedzieli „musimy porozmawiać”, zabrzmiało poważnie, ale kiedy spojrzałam na mamę i zobaczyłam, jak śmieją się jej oczy, wiedziałam, że to nic złego. Usiadłam obok brata i czekałam aż powiedzą o co chodzi, jednak nikt się nie odzywał. Po chwili tata odchrząknął i zaczął:

   - Szczerze mówiąc, nie wiemy jak wam o tym powiedzieć. – spojrzał na nas szukając czegoś co by mu pomogło – nie wiemy jak zareagujecie na to, co mamy wam do powiedzenia – niby mówił, ale nic nie wyjaśniał. To się robiło męczące, a ja zaczęłam się denerwować. Chyba nie myślą o przeprowadzce…

   - Kochanie, nie trzymaj ich w  niepewności – mama wreszcie się odezwała – Chcemy wam powiedzieć, że… - zrobiła dramatyczną pauzę. Uwielbiała to robić, zawsze jak chciała podkreślić, że coś jest bardzo ważne – jestem w ciąży! – wykrzyknęła uśmiechając się szeroko. Na początku nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Spojrzałam na Chrisa, a on na mnie i uśmiechnęliśmy się szeroko. Będziemy mieli młodsze rodzeństwo! Zawsze o tym marzyliśmy. W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.


   - Przyszedł Jason  - oznajmił tata, a ja szybko wstałam i poszłam do siebie. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać.
_________
I jest kolejny :D

Macie jakieś propozycje imion dla siostrzyczki/braciszka Rosie? 

sobota, 16 stycznia 2016

9. Sean/Jason

            Wstałam szybko i podeszłam do lekarza. Patrząc na jego minę trochę się przestraszyłam, ale po chwili nieznacznie się uśmiechnął. Był młody, koło trzydziestki, mimo to zmęczenie postarzało go o parę lat. Znaliśmy doktora Greena, już nie pierwszy raz zajmował się Chrisem. Był przystojny i wysoki. Uwielbiał żartować, ale tym razem był poważny.

   - Będę z Wami szczery  -zaczął zmęczonym głosem – Stan jest ciężki, decydująca będzie następna doba – coś we mnie pękło i do moich oczy po raz kolejny napłynęły łzy. Jason stojący obok mnie objął mnie ramieniem, przysunęłam się bliżej niego. Teraz bardzo potrzebowałam wsparcia.  – Ma bardzo rozległe urazy wewnętrzne. Udało nam się uratować wszystkie narządy i na szczęście obyło się bez poważnych złamań, jedynie pęknięte żebro. – Trochę się uspokoiłam, jednak nadal martwiłam się o brata – W związku z tym, że urazy są rozległe, Chris został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną, żeby nie odczuwał bólu. Za dwa dni zostanie wybudzony, a jeśli wszystko będzie w porządku, w sobotę wróci do domu – Usłyszałam jak mama oddycha z ulgą i sama lekko się uśmiechnęłam. – Za dwa, góra trzy tygodnie będzie jak nowy. Jest młody i ma w sobie naprawdę dużo siły. Nie widziałem, żeby ktoś tak walczył o życie od bardzo dawna. – chciał odejść, ale odwrócił się i powiedział – Wszystko będzie dobrze, ale teraz niech państwo wrócą do domu i się prześpią.  –Uśmiechnął się delikatnie i ruszył w stronę drzwi.

   - Dziękujemy – zawołał za nim tata, a lekarz tylko skinął głową na znak, że słyszał. Teraz pewnie jechał do domu odpocząć i my postąpiliśmy tak samo.

            Poszłam prosto do łóżka. Byłam wykończona, ale długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Chrisie. Kiedy wreszcie zasnęłam, nie miałam żadnych snów. Obudził mnie budzik. Wstałam zaskoczona i spojrzałam na ekran telefonu. Była środa rano. Przespałam cały dzień i całą noc. Zeszłam na dół ubrana do szkoły, zjadłam śniadanie i spakowałam kanapki.

            Nie miałam ochoty na rozmowy ze znajomymi, ani na gratulacje z powodu zwycięstwa. Mama dopiero dzisiaj rano zadzwoniła do dyrektora, tłumacząc co się stało, więc nikt nie miał pojęcia o Chrisie. Przyjęłam gratulacje od kilku osób, uśmiechałam się sztucznie i miałam nadzieję, że tego nie widzą. Starałam się prześlizgnąć do klasy niezauważona i usiadłam w swojej ławce. Jason już tam na mnie czekał. Uśmiechnął się do mnie smutno i złapał za rękę w pocieszającym geście. Chwilę później zadzwonił dzwonek i zaczęła się lekcja. Co chwilę zerkałam na zegarek, a czas zdawał się wlec niemiłosiernie. Chciałam już wyjść z klasy, ze szkoły i iść do Chrisa, a to była dopiero pierwsza lekcja.

            Każda kolejna dłużyła się jeszcze bardziej, jedynie w-f minął błyskawicznie. Postanowiłam, że odpuszczę sobie trening, musiałam zobaczyć się z bratem.

            Na którejś przerwie zagadnął mnie Sean. Zdziwiłam się, bo dawno nie rozmawialiśmy. Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho i pochylił się, jakby chciał mnie pocałować, ale szybko odwróciłam głowę, tak, że dostałam buziaka w policzek i odeszłam. Nie widziałam czemu to zrobiłam. Zawsze tak bardzo mi się podobał. Setki razy marzyłam o takiej chwili, a kiedy już mi się przydarzyła taka okazja, to się odwróciłam.

             I wreszcie zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji. Wyszłam ze szkoły i szybkim krokiem ruszyłam do szpitala. Jego stan znacznie się poprawił, więc kilka godzin temu miał odzyskać przytomność. Odnalazłam salę, w której leżał Chris i weszłam do środka. Spał. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie, a na twarzy panował spokój. Odetchnęłam z ulgą. Usiadłam na krześle obok jego łóżka i czekając aż się obudzi odrobiłam pracę domową z chemii.

~Jason~

            Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Kiedy wprowadziłem się do domu naprzeciw Rosie, czułem, że coś zmieni się w moim życiu. Pierwszego dnia szkoły wiele słyszałem o niej. Cała szkoła mówiła o jej kontuzji i tym, że nie wystąpi przez to w krajowych. Na pytanie, kim ona jest, odpowiadali, że to świetna, mądra i piękna dziewczyna. Nie mieli pojęcia o czym mówią.

            Po raz pierwszy zobaczyłem ją tydzień później na chemii. Już siedziała w naszej ławce – było to jedyne wolne miejsce w klasie, więc nauczyciel wyznaczył mi je, zanim Rosie wróciła do szkoły. Jeszcze zanim zdążyłem usiąść, zobaczyłem jak pochyla się nad zeszytem, w którym miała starannie zapisane notatki. Widziałem tylko jej sylwetkę, a twarz zasłaniała burza długich, blond włosów, ale i tak wywarła na mnie ogromne wrażenie. Kiedy siadałem podniosła zaskoczona wzrok, a jej źrenice lekko się rozszerzyły. Spojrzałem w te piękne zielone oczy i to był mój koniec. W tamtej chwili poczułem coś do tej dziewczyny, mimo że jej nie znałem.

            Starałem się do niej zbliżyć i pozawalała mi na to. Zgodziła się żebym odprowadził ją do domu, a następnego dnia do szkoły. Dużo rozmawialiśmy, powoli ją poznawałem. Zaskakiwała mnie na każdym kroku. To jak wytrwale ćwiczyła mimo kontuzji, jak wielkie miała serce. Była niesamowicie wrażliwa, uparta i wiedziała czego chce.

            Po kilku dniach rozmów z Rosie, podczas treningu podszedł do mnie Sean. Od początku widziałem jak patrzył na mnie i Rosalie, z zazdrością, ale chyba nic ich nie łączyło. Kazał mi się odwalić od niej, albo „inaczej porozmawiamy”. Nie bałem się go, wiedziałem, że nie zrezygnuje z niej tylko dlatego, że on mi kazał. Gdyby nie chciała przebywać w moim towarzystwie to by powiedziała. I postąpiłem wtedy dobrze. Jeszcze wiele razy mówił mi żebym się odczepił, ale miałem to gdzieś.

            Dzisiaj przesadził. Zagadnął Rosie na korytarzu i próbował ją pocałować. W napięciu czekałem na jej reakcję i muszę przyznać, choć niechętnie, że byłem cholernie zazdrosny. Jednak ona zrobiła coś, co dało mi impuls do działania. Odwróciła się, więc jego usta zetknęły się tylko z jej policzkiem.

            Czekałem na nią pod szkołą, a kiedy wszyscy już wyszli, a jej nadal nie było, poszedłem do szpitala. Pewnie nie poszła na trening, żeby szybciej się z nim zobaczyć. Nie pomyliłem się. Siedziała przy łóżku mojego najlepszego przyjaciela, robiąc zadania domowe.

   - Hej – zacząłem cicho, żeby jej nie przestraszyć. Spojrzała na mnie zaskoczona i od razu się uśmiechnęła. Wspominałem już jaki ma zniewalający uśmiech? Nigdy w życiu nie widziałem piękniejszego. – Możemy chwilkę porozmawiać? – Rzuciła wzrokiem na śpiącego Chrisa – Spokojnie, nie zajmę Ci dużo czasu, zdążymy wrócić zanim się obudzi.

   - Dobrze – odpowiedziała wstając. Przepuściłem ją w drzwiach i wyszliśmy na świeże powietrze. Było chłodno, ale słonecznie.

   - Odpowiesz mi szczerze na pytanie? – nie mogłem oderwać wzroku od jej oczu, skinęła głową. – Czy Ciebie i Seana coś łączy?  - Wydusiłem z siebie po chwili, a w jej oczach pojawił się szok i dezorientacja.

   - Co?... Nie – patrzyła na mnie nadal zaskoczona. Wiedziałem co teraz zrobić. To była jedyna szansa. Albo mi pozwoli, albo mnie odrzuci.

   - To dobrze – powiedziałem pochylając się do niej.

~Rosie~

            Nasze usta dzieliły dosłownie milimetry, przez całe moje ciało przechodziły dreszcze, bardzo przyjemnie dreszcze. Na chwilę zapomniałam o tym, że jesteśmy przed szpitalem. Myślałam tylko o tym, co się za chwilę wydarzy, a moja podświadomość szepnęła mi, że dobrze zrobiłam odrzucając Seana. Kiedy on się nade mną pochylał nie czułam nic. Teraz już tylko Jason tak na mnie działał. Właśnie w tej chwili złączył nasze usta, kiedy się nie odsunęłam, przyciągnął mnie bliżej. To był słodki pocałunek, krótki. Przytulił mnie mocno do siebie i bez słów wróciliśmy do Chrisa, trzymając się za ręce. Nadal spał, więc rozmawialiśmy cichutko, żeby go nie obudzić.

   - Rosie? – usłyszałam cichy głos brata. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.

   - Zostawiłam Cię samego na jeden dzień i już zdążyłeś narozrabiać – zażartowałam, a Chris cichutko się zaśmiał. Już byłam spokojna, wiedziałam, że wyzdrowieje. – Co tam się właściwie stało? I dlaczego poszedłeś na imprezę w poniedziałek? – teoretycznie powinnam dać mu teraz odpoczywać, ale musiałam to wiedzieć.

   - Kolega miał urodziny, więc poszedłem na chwilę. Oj no już tak na mnie nie patrz. Najpierw zobaczyłem transmisje krajowych i jestem z Ciebie taki dumny – powiedział łapiąc mnie za rękę. Uśmiechnęłam się, ale zaraz spoważniałam.

   - Nie zmieniaj tematu – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.

   - Ehhh.. Wracałem już do domu. Szedłem sobie spokojnie chodnikiem, kiedy usłyszałem pisk opon. Było ciemno, oślepiły mnie światła nadjeżdżającego samochodu, ale nie jechał prosto, tylko slalomem, jakby był pijany. Zanim zdążyłem zareagować, poczułem ogromny ból i zimno ulicy pod plecami. Chwilę później straciłem przytomność. – patrzyłam na niego,  nie mogąc nic powiedzieć. Pochyliłam się i lekko przytuliłam brata.


            Siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas rozmawiając, a kiedy zrobiło się ciemno poszłam do domu. Ten schemat powtarzał się do końca tygodnia. Szkoła, szpital, dom. Jason chodził ze mną do Chrisa. Zachowywaliśmy się jak para, ale czy tak było… nie wiedziałam. Musiałam z nim o tym porozmawiać. Sean rzucał mi dziwne spojrzenia. Głównym tematem w szkole stał się wypadek mojego brata, więc nikt nie zwracał uwagi na mnie i Jasona, co mi odpowiadało. Nie mogłam doczekać się powrotu Chrisa do domu. Bardzo brakowało mi jego obecności. Niby rozmawiałam z nim codziennie, ale to nie było to samo.

_____
Kolejne rozdziały będą pojawiać się w weekendy, gdyż w tygodniu nie mam czasu :/

sobota, 9 stycznia 2016

8. Szpital

                Na chwilę czas jakby stanął w miejscu. Sekunda mogła być godziną, dniem, tygodniem. Powoli zaczynały docierać do mnie słowa mamy. Głosy zaczęły się oddalać, słyszałam jakbym znajdowała się pod wodą. Oczy wypełniały się łzami, a w gardle rosła ogromna gula. Zanim zdążyłam to przemyśleć, wstałam i czas nagle ruszył w przyspieszonym tempie. Wszystko działo się tak szybko… Włożyłam buty sportowe i wybiegałam z domu. Dotarło do mnie słabe echo krzyków, żebym zaczekała, ale miałam to gdzieś. Zanim skręciłam w lewo, przed oczami mignęła mi twarz Jasona, który stał przed swoim domem.

            Zimny wiatr przeszywał moje ciało, wywołując gęsią skórkę, w pośpiechu zapomniałam o bluzie. Zaczęło kropić, ale mimo to nadal uparcie biegłam. W głowie zaczęły powracać obrazy z przed kilku minut. Mama odbiera telefon. Zaczyna płakać, tata ją przytula. Patrzy na mnie, jakby miała mi złamać serce i mówi trzy słowa. Tylko tyle, a wystarczyło, żeby wszystko inne przestało mieć znaczenie. „Chris miał wypadek”. Nic innego nie było już dla mnie ważne. Mistrzostwo było nic nie warte, jeśli coś miało mu się stać. Musiałam jak najszybciej go zobaczyć. Zostało jeszcze tylko kilka przecznic. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe… Mój brat był wspaniałym człowiekiem. Zawsze mnie wspierał, pocieszał, pomagał mi. Nigdy się z nikogo nie nabijał. Był wzorowym uczniem, kapitanem drużyny futbolowej. Po policzkach spływały mi łzy, a usta drgały. W myślach widziałam jego szeroki uśmiech, kiedy odbierał puchar w zeszłym roku.

            Wpadłam do szpitala przez podwójne drzwi, rozejrzałam się dookoła desperacko szukając kogoś, kto powie mi, gdzie mogę znaleźć brata. Jak na złość korytarz był pusty. Na biurku z komputerem stała kartka z napisem „zaraz wracam”. Już chciałam iść, szukać go na własną rękę, kiedy na krzesło opadła starsza pani w okularach. Widząc w jakim jestem stanie uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.

   - Kogo szukasz? – spytała ciepłym, przyjaznym głosem.

   - M… mojego brata – wyjąkałam przez łzy. Wzięłam głęboki wdech i odezwałam się już troszkę spokojniejsza – Chris McKenzie. Miał wypadek i został tu przewieziony.

   - Tak, zgadza się. Niestety nie możesz się teraz z nim zobaczyć – odpowiedziała spoglądając na mnie smutno, a mnie ogarnęła panika. Chyba to dostrzegła, bo zaraz dodała – Jest operowany. Idź na drugie piętro, na końcu korytarza po lewej, przed wejściem na salę operacyjną są krzesełka. Tam możesz poczekać. – skinęłam głową i podziękowałam za pomoc. Ruszyłam biegiem do miejsca, w którym mogłam być bliżej brata.

            Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Chodziłam w tę i z powrotem po korytarzu i  w myślach błagałam brata, żeby walczył. Jest silny, da radę. Powtarzałam w kółko. Ani się waż poddawać. Masz o co walczyć. Jak mantrę, jeszcze raz od początku. Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić, tylko czekać i wierzyć, że będzie dobrze, że zajmują się nim świetni lekarze. Mimo wszystko czułam ogromną pustkę. Byliśmy nierozłączni od kiedy się  urodziłam, a teraz leżał na stole operacyjnym i nie było wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła go zobaczyć, wygłupiać się, albo oglądać setny raz nasz ulubiony film. Gdyby nie on, poddałabym się. Nie udałoby mi się osiągnąć tego, co mam. Teraz to on musiał znaleźć w sobie tyle siły, żeby walczyć, mimo że nie mogłam mu powiedzieć, jak bardzo wierzę w to, że da radę. Nie mogłam mu przypomnieć ile ma w sobie siły. Był tylko on. Musiał sobie poradzić. Zawsze walczył do końca i teraz też tak będzie. Przecież ma całe życie przed sobą, nikt nie miał pojęcia jak niesamowicie gra na gitarze, jak piękne piosenki pisze, jaki ma wspaniały głos. Obiecał, że w tym roku pokaże się na konkursie talentów, a on zawsze dotrzymuje obietnic. Da radę. Musi.

            Mój wewnętrzny monolog przerwał ktoś, dotykając mojego ramienia. Odwróciłam się i zobaczyłam Jasona, stojącego za mną. Był smutny. Przecież on i Chris byli najlepszymi przyjaciółmi. Przytuliłam się do niego, przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej, ale zaraz puścił. Spojrzałam na niego zdziwiona. Ściągnął bluzę i dał mi do założenia. Kiedy to zrobiłam znowu porwał mnie w ramiona i zaczął pocierać moje plecy, żeby mnie ogrzać. Dopiero teraz, czując ciepło jego ciała zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zmarzłam. Był tak gorący, że prawie parzył. Przypomniałam sobie jak wiele razy Chris tak robił i znowu się rozpłakałam. Często zdarzało mi się zapomnieć bluzy, a wtedy on dawał mi swoją i przytulał w ten sposób. Powtarzał, że kiedyś zapomnę o własnej głowie, a wtedy swojej mi nie odda. Miał specyficzne poczucie humoru, którego większość nie rozumiała, ale ja wiedziałam co ma na myśli. Rozumieliśmy się bez słów. Nadal płacząc uniosłam głowę do góry.

   - A tak właściwie, to skąd się tutaj wziąłeś? – spytałam. Uśmiechnął się blado i przytulił mocniej.

   - Kiedy tak wybiegłaś z domu, poszedłem zapytać Twoich rodziców co się stało, jak już mi to wytłumaczyli, zaproponowali, żebym przyjechał z nimi. Poszli porozmawiać z lekarzem, a ja szukałem Ciebie. Nie chciałem, żebyś była teraz sama. – mówił spokojnym tonem, choć  wiedziałam, że tylko udaje. Też się martwił. Stałam tak przytulona do niego, wsłuchując się w uspokajający rytm jego serca.

            Usłyszałam otwierane drzwi i szybko się odwróciłam. Z sali operacyjnej wychodziła pielęgniarka. Za moimi plecami rozległy się szybkie kroki. Rozpoznałam je bez odwracania. Moi rodzice. Podbiegłam do kobiety, która w tej samej chwili się odezwała.

   - Jesteście rodziną Chrisa? – spytała, a my wszyscy, zgodnie skinęliśmy głowami – Operacja nadal trwa, ma rozległe urazy wewnętrzne, więc to jeszcze długo potrwa. Nie mogę nic państwu obiecać, chłopak jest w naprawdę ciężkim stanie – po moich policzkach łzy spływały coraz szybciej i nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Jednak w moich oczach było zawarte pytanie, które kobieta bez problemu rozszyfrowała. – To dzielny chłopak. Naprawdę walczy. Nie widziałam, żeby ktoś tak bardzo trzymał się życia. Trzeba być dobrej myśli. Jego młody organizm ma bardzo dużo siły. – uśmiechnęła się pocieszająco i zniknęła za drzwiami.

            Zasiała we mnie nutkę nadziei. Powiedziała, że walczy, że jest silny. Znałam mojego brata jak nikt inny, potrafił być naprawdę uparty. Nie zostało mi nic, jak tylko wierzyć, że to wystarczy. Opadłam na krzesło obok Jasona i oparłam głowę o jego ramię. Już od godziny byłam w szpitalu, zaczęłam odczuwać zmęczenie. Przymknęłam powieki i poczułam jak chłopak obejmuje mnie ramieniem. Przysunęłam się bliżej niego i zaczęłam myśleć. Przed moimi oczami pojawiały się wspomnienia z Chrisem. Kiedy miałam sześć lat, tata zbudował nam w ogrodzie zjeżdżalnie z huśtawkami. Bawiliśmy się na niej całymi dniami, aż po deszczu poślizgnęłam i spadłam na dół. Uderzyłam się w głowę i spędziłam trzy dni w szpitalu. Kiedy wróciłam okazało się, że Chris wziął siekierę taty i zepsuł zjeżdżalnie, żebym już nie mogła z niej spaść. Wtedy byłam na niego wściekła. Nie rozmawiałam z nim chyba przez tydzień, a on uparcie siedział w nogach mojego łóżka, pilnując, żebym leżała. Dopiero teraz zrozumiałam, co wtedy poczuł. Od tamtego czasu troszczył się o mnie jak nikt inny. Nie pozwalał, żeby ktoś zrobił mi krzywdę, zajmował się mną jak własnym dzieckiem, a jednocześnie potrafił zachować między nami relację brat-siostra. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, wiedzieliśmy o sobie wszystko i nie potrafiliśmy spędzić jednego dnia bez siebie. Siedziałam tak, przytulona do Jasona, wpatrzona w zegarek. Dochodziła czwarta nad ranem. Byłam wykończona, ale wiedziałam, że nie zasnę, dopóki nie zobaczę brata.

            Kolejne wspomnienia zalewały mój umysł. Nasza pierwsza noc w namiocie. Miałam wtedy dziewięć lat, Chris dziesięć. Rodzice nie wierząc w nasz entuzjazm ustawili w ogrodzie namiot, bo nie wierzyli, że wytrzymalibyśmy weekend na biwaku. Uparcie twierdziliśmy, że chcemy jechać, więc powiedzieli, że jak prześpimy w tym trzy noce to pojedziemy. Pierwsza noc była najgorsza, zrobiło się chłodno, a że mieszkaliśmy na końcu drogi, dalej był tylko las, słyszeliśmy zwierzęta. Chciałam wrócić do domu, bo się bałam. Przytulił mnie i zaczął śpiewać piosenkę o bracie i siostrze, której nie znałam. Bardzo mi się spodobała, więc spytałam skąd ją zna. Powiedział: „Napisałem to wczoraj. Jest o nas”. Od tamtego czasu pokazywał mi swoje teksty.


            Panowała taka cisza, że słyszałam bicie swojego serca. To była druga operacja mojego brata. Poprzednia trwała tylko godzinę, a i tak umierałam ze strachu, chociaż mieli mu tylko nastawić obojczyk, który złamał podczas meczu. Stanu w jakim byłam teraz nie dało się opisać. Każda następna minuta dłużyła się bardziej. O siódmej tata poszedł po kawę, a dla mnie przyniósł herbatę. Zarówno ja jak i mój brat, nie lubiliśmy kawy. Wreszcie koło południa coś zaczęło się dziać. Przez drzwi prowadzące na salę operacyjną wyszedł chirurg, po jego twarzy było widać, że jest bardzo zmęczony. Podszedł do nas i zaczął mówić.
_________
I jest kolejny :)

Mam nadzieję, że się podobał.
Po przeczytaniu skomentuj! Dla Ciebie to tylko chwilka, a dla mnie ogromna motywacja c; 

7. Melissa czy Rosie?

           Kiedy mnie puścił, spojrzał z poważną miną i powiedział „To bierzemy się za treningi, zostały Ci tylko dwa tygodnie do krajowych”. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, czytając tą informację w wiadomościach. Katrina w Kolorado nabrała siły i wyrządziła takie szkody, że mistrzostwa zostały przesunięte o dwa tygodnie, co oznaczało jedno – wracam do walki o medal. Nie miałam zbyt wiele czasu na przygotowanie, nawet nie powinnam jeszcze biegać, ale postanowiłam spróbować. Kostka już  nie bolała, od kilku dni chodziłam bez kuli. Poszłam przebrać się w dres i zeszłam na dół z butami do biegania.

   - Chris? – spojrzał na mnie i zmarszczył brwi widząc co trzymam w rękach – przyłączysz się? – już chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam – tak, wiem, jeszcze nie powinnam, ale już nie boli i będę ostrożna. Wiesz jak mało czasu zostało…  – zrobiłam do niego słodkie oczka (to zawsze działało), wstał trochę się ociągając.

   - Daj mi minutkę – powiedział przechodząc obok mnie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i skinęłam głową – Oj, słoneczko, po tym uśmieszku za chwilę nie będzie śladu – powiedział z szerokim uśmiechem i pobiegł do swojego pokoju.

            I faktycznie tak się stało. Nie biegliśmy szybko, ale bardzo długi dystans. Moja kondycja nie „uciekła” nigdzie przez te trzy tygodnie, ale mięśnie odzwyczaiły się od takiego wysiłku, przez co najzwyczajniej w świecie bolały. Po powrocie do domu poszłam prosto do wanny, do której nalałam gorącej wody, żeby zapobiec powstawaniu zakwasów. Jutro wracam do treningów w szkole.

            Poranek był chłodny, ale słoneczny. Uśmiechnęłam się do siebie wstając z łóżka, jeszcze trzy tygodnie temu byłam załamana, myślałam, że straciłam szansę na krajowe, że już nie będę miała możliwości, żeby wystartować na tak wielkiej imprezie, a teraz? Teraz budziłam się z nadzieją, że okażę się na tyle dobra, aby wrócić z medalem. Zrobiłam coś, czego nie robiłam od kilku tygodni. Włączyłam muzykę i zaczęłam się szykować do szkoły. Stało się normą, że kiedy wychodziłam do szkoły, przed domem już czekał na mnie Jason. Przytuliłam go na powitanie i ruszyliśmy w drogę. Cały czas się uśmiechałam, nadal nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

   - Wiesz, że bardzo lubię Twój uśmiech, ale nigdy nie widziałem Cię takiej. Zdradzisz, czemu bądź komu zawdzięczam ten widok? – spojrzałam na niego, jakby był z innej planety i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie powiedziałam mu jeszcze, co się stało, a nie każdy interesuje się sportem w takim stopniu jak moja rodzina i nie musi wiedzieć o terminach wszystkich zawodów. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, nadal szliśmy do szkoły, więc zrobiłam dwa większe kroki, żeby być przed nim, odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i patrząc mu w oczy oznajmiłam wesołym tonem.

   - Katrina narobiła bałaganu, więc krajowe są przesunięte o dwa tygodnie – chyba nie do końca zrozumiał, czemu jestem taka szczęśliwa, dlatego dodałam – To znaczy, że będę mogła wziąć w nich udział! – prawie wykrzyknęłam, a byliśmy już pod bramą szkoły. Złapał mnie w ostatniej chwili, inaczej wpadłabym na kogoś. Nadal szłam tyłem, więc widziałam tylko jego niesamowity uśmiech skierowany do mnie.

   - Rosie, to fantastycznie! – chyba udzielił mu się mój entuzjazm, do klasy oboje weszliśmy z szerokimi uśmiechami.

            Dzień mijał szybko, ale i tak nie mogłam się doczekać treningu. Kiedy na niego szłam, ktoś złapał mnie za ramię, pociągnął do tyłu i lekko, ale stanowczo popchnął na szafki. Zdezorientowana spojrzałam w gorę i zobaczyłam Seana. Stał z rękami opartymi po obu stronach mojej głowy odcinając mi drogę ucieczki. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. W jego oczach walczyły ze sobą wściekłość, smutek i coś jeszcze, czego nie potrafiłam rozszyfrować. Staliśmy tak już jakąś chwilę, ale nic nie mówił, tylko się we mnie wpatrywał. Zdziwiło mnie, że wróciły dreszcze, które pojawiały się w jego towarzystwie. Kiedyś tylko on potrafił je wywołać, ale kiedy zaczęłam spędzać więcej czasu z Jasonem okazało się, że on też tak na mnie działa, a skoro Sean mnie unikał, myślałam, że po prostu mi przeszło. Jak bardzo się myliłam… Zarumieniłam się delikatnie i uciekłam wzrokiem w bok.

   - Chodzisz z tym nowym? – spytał z wyrzutem, a przyjemne dreszczyki zniknęły jak ręką odjął. Zaskoczona spojrzałam mu w oczy i zorientowałam się, co próbował ukryć. Obrzydzenie. To właśnie teraz czuł, a we mnie się zagotowało. Może i był przystojny, wysportowany i słodki, ale nie miał prawa w jakikolwiek sposób sugerować, że coś związanego ze mną i Jasonem może być obrzydliwe.

   - Przeszkadzało by Ci gdyby tak było? – spytałam zła i teraz to on był zaskoczony.

   - Tak – nigdy wcześniej nie widziałam w jego oczach takiej mieszanki emocji. Nie potrafiłam nawet odróżnić pojedynczych uczuć. Spojrzałam na niego pytająco, czekając na ciąg dalszy – Nie chcę, żebyś z nim była – przewróciłam oczami.

   - Bo? Jest jakiś konkretny powód, czy po prostu jesteś zazdrosny? – obserwowałam uważnie jego twarz, żeby zanotować jakiekolwiek zmiany, ale jedynie zmarszczył brwi, odwrócił się i rzucił przez ramię „po prostu nie chcę”.

             To było dziwne. Najpierw siłą mnie zatrzymuje i nie pozwala iść na trening, zadaje jakieś głupie pytania i jak gdyby nigdy nic odchodzi. Pokręciłam nieznacznie głową i poszłam do szatni, przebrać się w strój do ćwiczeń. Rodzice wczoraj rozmawiali z trenerem i bardzo się ucieszył, że jednak z nimi pojadę, ponieważ zawodnika nie można było nikim zastąpić. Musiała startować osoba, która się zakwalifikowała, albo nikt i jedno miejsce było puste, w takim wypadku zostałabym wpisana do tabeli wyników na ostatnim miejscu z dopiskiem „kontuzja”.

            Po treningu ustaliliśmy wszystkie szczegóły dotyczące wyjazdu, mimo że zawody odbywały się w sąsiednim stanie, czekało nas kilka godzin w autokarze. Ustaliliśmy, że wyjedziemy przed świtem, żeby przespać całą drogę.

            Te dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Sean znowu obdarzał mnie spojrzeniami, a Jason nadal nie stracił zainteresowania moją osobą. Dowiedziałam się też, skąd brało się dziwne zachowanie Lili i Austina. Chłopak zaprosił ją na randkę, a ona odrzuciła jego propozycje, jednak kilka dni po wizycie u mnie sama go zaprosiła do kina i teraz są parą, przez co spędzamy ze sobą mniej czasu, ale nie przeszkadza mi to. Treningi, nauka i spotkania z Jasonem zajmowały cały mój czas. Nie byliśmy parą, ale bardzo mi się podobał. Oparłam się o okno i zamknęłam oczy. Za kilka godzin będziemy na miejscu. Najważniejszy dzień i coś na co tyle pracowałam było już tak blisko. Jeszcze dzisiaj stanę na bieżni i będę tylko ja i moje mięśnie. Nie ważni są przeciwnicy, muszę dać z siebie wszystko, żeby dostać się do finału. Biegłam, pierwsze miejsce było moje i w tym momencie się obudziłam. Wzięłam to za dobry znak, wierzyłam w swoje możliwości i wiedziałam, że dam z siebie sto dziesięć procent. Wszyscy mnie wspierali, miałam nadzieję, że ich nie zawiodę.

            Kwalifikacje szły płynnie i czułam się pewnie widząc czasy zawodniczek startujących przede mną. Nie biegły jakoś bardzo wolno, ale nie były to szybkie biegi. Brałam udział w ostatnim, więc miałam czystą sytuacje. Wiedziałam, czego się spodziewać. Siedem bardzo mocnych zawodniczek, było pewne, że to będzie najmocniejszy bieg i wystarczyło zająć miejsce w pierwszej trójce, żeby dostać się do finału. Ustawiłyśmy się i okazało się, że na torze obok biegnie Melissa. Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Po stanowych bardzo się do siebie zbliżyłyśmy i postanowiłyśmy współpracować. Nasza taktyka była prosta i skuteczna. Trzymamy się razem i nie pozwalamy drugiej odpuścić. Właśnie w ten sposób zajęłyśmy dwa pierwsze  miejsca w kwalifikacjach, a różnica była minimalna, jedna dziesiąta sekundy. Szczęśliwe usiadłyśmy na trybunach czekając na finały i rozmawiając o wszystkim i o niczym zarazem, żeby się nie stresować.

            Kostka nie bolała, ale i tak miałam na niej bandaż elastyczny. Zostało trzydzieści sekund do rozpoczęcia naszego finału, był to ostatni bieg tych zawodów. Wzięłam dwa głębokie wdechy z zamkniętymi oczami – robiłam to przed każdym startem – otworzyłam je i ruszyłam. Melissa biegła po mojej prawej. Wiedziałam, że nie jestem w stanie rozwinąć pełnej prędkości, bo kostka była na to jeszcze za słaba, ale szansa na medal była. Już w pierwszym okrążeniu Melissa prowadziła, a ja byłam pół kroku za nią. Słyszałyśmy głośne okrzyki kibiców. Ustaliłyśmy, że do ostatniego okrążenia biegniemy razem, ale później każda pracuje na swój sukces i tak się stało, ostatnie czterysta metrów pokonałyśmy bardzo szybko i na metę wpadłyśmy w tym samym momencie, co się w sumie nie zdarza. Podeszłyśmy do siebie i objęłyśmy się czekając na decyzję sędziów, musieli zobaczyć na filmie, która pierwsza przekroczyła linie. Oddychałam głęboko starając się wyrównać pracę serca. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, trzymając nas w napięciu, tak, że słyszałam bicie własnego serca. Wreszcie na tablicy zaczęły od ósmego miejsca pojawiać się wyniki, ale jak się okazało było puste. Spojrzałyśmy na siebie zdezorientowane i dopiero kiedy nasze drużyny biegły w naszą stronę ponownie spojrzałyśmy na wyniki. Jeszcze zanim to do mnie dotarło znalazłyśmy się w objęciach naszych przyjaciół.

„1. Brown/McKenzie”

            Nie widziałam nigdy wcześniej, żeby coś takiego się stało, ale nie obchodziło mnie to. Byłam tak szczęśliwa, że z oczu popłynęły mi łzy. Po kilku minutach obie weszłyśmy na najwyższy stopień podium trzymając się za ręce. Odebrałyśmy złote medale i trzeba było ruszać w drogę. Byłam wykończona, więc szybko zasnęłam.

            Jakąś godzinę, przed dotarciem na miejsce obudziłam się i wcale nie podobało mi się to co czułam. Moje mięśnie się napinały i nie miałam nad nimi żadnej kontroli, na całym ciele pojawiła się gęsia skórka, chociaż było ciepło. Opanowało mnie uczucie niepokoju, a po plecach spłynęła strużka lodowatego potu. Miałam złe przeczucia. Siedziałam tak przez następną godzinę próbując się uspokoić i wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku. W domu byłam kilka minut po północy. Rodzice jeszcze nie spali, ale po ich minach widziałam, ze są bardzo szczęśliwi, więc nie mogło stać się nic złego. Chris po obejrzeniu zawodów pojechał z kolegami na jakąś imprezę, ale miał niedługo wrócić. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy, ciesząc się z mojego sukcesu.

            Poszłam do kuchni i wzięłam z lodówki sok pomarańczowy. Nalałam sobie do szklanki i wróciłam do salonu. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę i zadzwonił telefon. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni, w końcu kto mógł dzwonić o tej porze? Mama odebrała, a ja i tata mogliśmy zaobserwować jak z jej pięknej twarzy znika uśmiech a oczy wypełniają się łzami. Tata objął ją i spytał co się stało. Spojrzała najpierw na niego, a później na mnie, wzięła głęboki oddech, jakby sama nie była gotowa, żeby powiedzieć na głos, to co przed chwilą usłyszała. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a usta drgały.

   - Chris… - nie mogłam uwierzyć w to co mówiła dalej. To nie mogła być prawda.
_______
Mam nadzieję, że podoba Wam się historia Rosie. Opowiadanie przeniosłam na blogspot z powodu problemów technicznych.

Komentujcie, piszcie co Wam się podoba, co nie. To bardzo motywuje do dalszego pisania :*

Którego bohatera lubicie najbardziej? ^^ 

Czego dowiedziała się mama Rosie?

6. Katrina

           Uśmiechnęłam się delikatnie. Moje serce przyspieszyło, a przed oczami stanął obraz nowego sąsiada i bliźniaczek bawiących się przed domem. Kto by pomyślał, że poznam go tak szybko. Do lekcji było jeszcze kilka minut, więc usiadłam przodem do Jasona.

   - Rosie, miło mi Cię poznać – na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

   - Wiem jak się nazywasz – powiedział rozbawiony, spojrzałam na niego zdziwiona – Od tygodnia na każdym kroku można usłyszeć Twoje imię – rzucił wzrokiem na moją kostkę – Przykro mi z powodu kontuzji, ale wierzę, że szybko wrócisz do formy – podziękowałam i zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Nie mogłam uwierzyć, że informacja o mojej nodze tak szybko obiegła całą szkołę – Ale muszę przyznać, że nie kłamali, naprawdę jesteś piękna – jak na zawołanie krew napłynęła mi do policzków, barwiąc je na różowy kolor. Spojrzałam na niego niepewnie.

   - Dziękuję – szepnęłam w chwili, w której nauczyciel przekroczył próg klasy. Uśmiechnęłam się nieśmiało w stronę nowego ucznia i odwróciłam przodem do tablicy.

   - Słyszałem, że mieszkasz naprzeciwko mnie – dopiero teraz zauważyłam, że przysunął się i nachylił – Pozwolisz się odprowadzić? – moje wargi rozciągnęły się w słodkim uśmiechu i odpowiedziałam:

   - Jeśli masz ochotę na najwolniejszy powrót do domu, to dlaczego nie – tym razem to on był zaskoczony, a jego oczy krzyczały „ o co Ci chodzi?!”. Zachichotałam cichutko i spojrzałam znacząco na kule oparte o ławkę. Zrozumiał o co mi chodzi i zaśmiał się.

            Lekcja minęła bardzo szybko, pewnie dlatego, że większość przegadałam z Jasonem. Muszę przyznać, że jest bardzo miły i ma świetne poczucie humoru. Kiedy wychodziliśmy z klasy opowiadał mi o Florydzie – stamtąd się przeprowadził, a powodem była nowa praca taty. Poczułam na sobie palące spojrzenie, gdy się odwróciłam zobaczyłam Seana, który wbijał w nas wściekły wzrok. Zauważył mnie. Odwrócił się i szybko zniknął za rogiem. Nie miałam pojęcia co go ugryzło.

            Kolejne dni mijały szybko i przyjemnie. Rano do szkoły szłam z Jasonem i z nim wracałam. Sean nadal piorunował nas wzrokiem, kiedy tylko miał okazje. Po powrocie do domu, Chris, dawał mi niezły wycisk. Wbrew zaleceniu lekarza, już po dwóch tygodniach odstawiłam kule, ale tylko w domu. Czułam się pewnie stając na obu nogach, a kostka już nie bolała. Zaczęłam zdejmować opatrunek usztywniający, ale tylko na noc. Do krajowych zostały trzy dni. Nie było szans, żebym dała radę w nich wystartować, ale za miesiąc były zawody międzyszkolne. Idealny moment na powrót i  pokazanie, że kontuzja wcale nie pogorszyła mojej formy, wręcz przeciwnie. Już teraz czułam, że jestem lepsza niż kiedykolwiek, a od ponad dwóch tygodni nie biegałam. I pomyśleć, że gdyby nie Chris, zrezygnowałabym z tego wszystkiego. Byłam szczęściarą mając tak niesamowitego brata. Dotrzymał obietnicy, chociaż nie wiem jak to zrobił. Po dziesięciu dniach robiłam trzysta brzuszków za jednym podejściem, a mięśnie na moim brzuchu stały się widoczne.

            W piątkowe popołudnie przyszedł do niego Jason (dostał się do drużyny futbolowej, jak mój brat, został zastępcą kapitana, czyli zastępca Chrisa, co spowodowało, że bardzo się zaprzyjaźnili). Oglądali jakiś film w salonie, nie chcąc im przeszkadzać, poszłam do siebie i zaczęłam robić zadanie z chemii. Rano obudziły mnie promienie słońca. Wyjrzałam za okno, żadnej chmurki na niebie, liście pozostawały w bezruchu. To mogło oznaczać tylko jedno. Cisza przed burzą. Zapowiadana od tygodni Katrina postanowiła zawitać w Stanach Zjednoczonych. Wiadomo o niej było tyle, że będzie to bardzo silny huragan. Ubrałam się i zeszłam na dół. Tam brat już zaczął nalewać wodę do garnków i misek – nigdy nie wiadomo jakie szkody wyrządzi – podeszłam i podawałam mu kolejne naczynia. Zachowywaliśmy się spokojnie, bo to nie był pierwszy raz, kiedy mieliśmy mieć styczność z siłami natury pod taką postacią. Doskonale wiedzieliśmy, że w tej sytuacji, tylko spokój i opanowanie może nam pomóc.

   - Jak tam wczorajszy wieczór? – spytałam niby od niechcenia. Tak naprawdę chciałam się dowiedzieć, co Chris o nim myśli.

   - Super, Jason to świetny facet. Teraz rozumiem dlaczego tak na niego lecisz – powiedział śmiejąc się i lekko mnie szturchnął biodrem.

   - Nie lecę na niego! – zaczęłam się wypierać, chociaż szczerze mówiąc bardzo go lubiłam. Tylko po co mam sobie robić nadzieję, skoro on mnie traktuje jak przyjaciółkę.

   - Ta jasne. Kogo jak kogo, ale mnie nie oszukasz – pokazał mi język, a ja się zarumieniłam i szybko odwróciłam, żeby tego nie zauważył  - Widziałem to! – powiedział odwracając się w moją stronę i pokiwał mi palcem wskazującym przed twarzą – nie ładnie tak własnego brata okłamywać. – widziałam po jego minie, że z całych sił stara się zachować powagę.

   - Jeśli komuś o tym powiesz, to cała szkoła zobaczy zdjęcie, na którym Chris McKenzie jest przebrany za księżniczkę – pogroziłam mu i przez chwilę w jego oczach pojawił się strach, ale zaraz zmienił się w rozbawienie.

   - Tak? – spytał zaczepnie, pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko – To ciekawe jak to zrobisz umierając ze śmiechu – zanim dotarł do mnie sens jego słów i zdążyłam zareagować doskoczył do mnie i zaczął łaskotać. Chwilę później leżałam na podłodze w kuchni, a Chris siedział nade mną i oboje pękaliśmy ze śmiechu.

   - Fajnie, że macie dobry humor, ale trzeba się wziąć do roboty, bo nie zdążymy – w drzwiach pojawił się tata z szerokim uśmiechem na twarzy, to właśnie po nim mieliśmy te duże, piękne zielone oczy. – Kapitanie – czasami mówił tak do Chrisa, jeśli miał dobry humor – mógłbyś już pozamykać okiennice na piętrze? – skinął głową i nadal chichocząc poszedł wykonać polecenie – A Ty, księżniczko, poszukaj świeczek, jeśli będzie ich niewiele, trzeba skoczyć do sklepu – zawsze zorganizowany, w odróżnieniu od naszej mamy, która nigdy nie pamiętała co jeszcze musi zrobić, dlatego starała się wszystko zapisywać. Byli swoimi przeciwieństwami, ale dogadywali się od zawsze i prawie się nie kłócili. Świeczki mogły być tylko w jednym miejscu. Podeszłam do szafki pod telewizorem, cały czas czując na sobie wzrok taty. Wyjęłam dwa, nieotwarte pudełka, w których było po dwadzieścia świeczek. – Myślę, że tyle wystarczy – powiedział zerkając na pudełka – zdjęłaś opatrunek? – zapytał zdziwiony.

   - Tak, już mnie nie boli, a wiesz, im krócej będzie usztywniona tym lepiej, nie zdąży się zastać – zrobiłam minę aniołka, a tata zaczął się śmiać.

   - Ale obiecaj mi, że jeśli tylko zacznie Cię boleć , znowu go włożysz – był stanowczy, ale wiem, że kierowała nim troska. Skinęłam głową i przytuliłam się do niego.

            Koło południa pojawił się lekki wiatr w towarzystwie ciemnych chmur. Zamknęliśmy okiennice na parterze, jeszcze raz upewniliśmy się, że wszystko zostało schowane do domu i czy nie zapomnieliśmy czegoś zrobić. Wzięłam zapałki z kuchni i położyłam na stoliku w salonie obok świeczek. Wprawdzie jeszcze był prąd, ale nigdy nie wiadomo, kiedy padnie, a przez zamknięte okiennice nie przedostawały się żadne promienie słońca. Nie mając nic więcej do roboty, usiedliśmy wszyscy w salonie i wyjęliśmy gry planszowe. Podczas drugiej rundy, usłyszeliśmy, że wiatr nabrał sił i zaczęło padać. Rozpoczęło się piekło. Światła zamrugały i zgasły, było tak ciemno, że nie potrafiłam znaleźć zapałek, które położyłam na stoliku. Kiedy już mi się udało Chris zapalił świeczki i zrobiło się nieco jaśniej. Trochę przestraszona oparłam głowę o ramię brata, objął mnie, żeby pokazać mi, że wszystko jest w porządku i siedzieliśmy w milczeniu nasłuchując wycia wiatru, dudnienia ulewy i huków spowodowanych przedmiotami, które ktoś zostawił na dworze. Mimowolnie moje serce przyspieszyło. Od rana w wiadomościach mówiono, że Katrina będzie potężna, ale miała nabrać siły później, tak jakby Kalifornia i Arizona, były dla niej tylko rozgrzewką. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.

            Obudziłam się rano, było już po wszystkim. Spałam z głową na kolanach brata, spojrzałam w górę, Chris nadal spał. Telewizor był włączony, w wiadomościach podawali, że Katrina była najsilniejszym huraganem od wielu lat, ale prędkości nabrała dopiero w Kolorado. Jednak mój wzrok przykuły napisy u dołu ekranu. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom usiadłam szybko i przeczytałam raz jeszcze.

   - Chris! – krzyknęłam potrząsając bratem. Szybko otworzył oczy i spojrzał na mnie przestraszony, a mi do oczu zaczęły napływać łzy szczęścia.

   - Co jest? – spytał zaniepokojony. Uśmiechnęłam się szeroko i pokazałam mu, co ma przeczytać. Kiedy tylko skończył mocno mnie przytulił i wiedziałam, że cieszy się tak bardzo jak ja.

5. Decyzja

            W sobotę obudziło mnie zimno przeszywające lewą kostkę. Otworzyłam oczy, chociaż były tak spuchnięte od łez, że nie było to proste i zobaczyłam okład z lodu. Na stoliku nocnym stała tacka, a na niej szklanka soku pomarańczowego, sałatka z kurczakiem i kartka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam.

„Wiem, że długo nie mogłaś zasnąć, dlatego Cię nie budziłam. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie masz humoru, ale jesteś człowiekiem – MUSISZ JEŚĆ.
Smacznego, kocham Cię, Mama.”

            Westchnęłam głośno i niechętnie uniosłam do ust widelec z kawałkiem pomidora. Nie byłam głodna, ale nie chciałam denerwować mojej rodzicielki. Wierzcie mi, nie chcielibyście zobaczyć jej wściekłej. Po skończeniu śniadania, co trwało całą wieczność, wzięłam z biurka laptopa i ułożyłam się wygodnie. Chciałam chociaż przez jakiś czas nie myśleć o wczorajszych wydarzeniach, a znałam na to jeden, świetny sposób – „Teen wolf” – wszystkie odcinki od początku. Nie gwarantowało całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, ale starałam się odpychać przebłyski świadomości, skupiając się na ulubionym serialu. Niestety nic nie mogło trwać wiecznie, zrobiło się późno, a to oznaczało próbę zaśnięcia w towarzystwie myśli wracających do piątkowych wydarzeń. Długo nie mogłam zasnąć. W niedziele postanowiłam dokończyć książkę, którą zaczęłam w poprzedni weekend. Skończyła się pocałunkiem głównych bohaterów, a ja pomyślałam o tym, jak Sean zajął się mną, kiedy upadłam skręcając kostkę. Ostatnio poprosiłam brata o jego numer, mówiąc, że chcę spytać o temat wypracowania na angielski – jedyna lekcja, którą mieliśmy razem. Wzięłam telefon i napisałam szybko wiadomość. Jedno, krótkie słowo – „dziękuję :)”, nie dostałam żadnej odpowiedzi, więc spojrzałam na zegarek, było po północy. Odłożyłam telefon i zasnęłam.

            Rano ubrałam się w fioletowy dres, schowałam telefon do kieszeni i zeszłam na dół. Nikogo nie było w domu. W drodze do salonu wyjęłam z lodówki lód, usiadłam na kanapie z nogą w górze i zrobiłam okład. Włączyłam telewizor i wzięłam do ręki telefon. Miałam jedną wiadomość, moje serce zabiło szybciej.

„Nie ma za co kwiatuszku :*”

            Uśmiechnęłam się szeroko i wróciłam do oglądania filmu. Koło południa zgłodniałam, więc poszłam do kuchni, zajrzałam do lodówki, wyjęłam mleko, jajka i wzięłam się za robienie naleśników.

   - Cholera – syknęłam, podczas odwracania ostatniego dotknęłam się patelni i oparzyłam, na szczęście tylko lekko. Nie mogąc znaleźć nic ciekawego w telewizji zaczęłam myśleć. W zeszłym roku tak niewiele brakowało, żeby dostać się do krajowych, w tym od udziału powstrzymała mnie kontuzja. Może to jakiś znak? Może po prostu się do tego nie nadaje, może powinnam dać sobie spokój z bieganiem. Na samą myśl o tym zrobiło mi się bardzo smutno, a łzy ponownie napłynęły mi do oczu, ale to było chyba najlepsze wyjście. Nie będzie kolejnych rozczarowań spowodowanych pogorszeniem formy, bądź gorszym miejscem w zawodach. W ciągu kilku następnych dni jeszcze wiele razy o tym myślałam i nie widziałam innego wyjścia.

            W piątkowe popołudnie odwiedzili mnie przyjaciele – Austin i Lili . Dziewczyna już doszła do siebie po upadku z kozła, a chłopak z ogromnym entuzjazmem opowiadał o meczu, z którego właśnie wracali, kolejne zwycięstwo Panter. Byłam trochę nieobecna zastanawiając się czy powiedzieć im o mojej decyzji.

   - Rosie, słuchasz mnie? – spytała przyjaciółka, uśmiechnęłam się przepraszająco i spuściłam wzrok – Dobra, koniec tego. Dziewczyno co Cię tak męczy?! – prawie krzyknęła. Spojrzałam niepewnie najpierw na nią, później na Austina i wyszeptałam najciszej jak tylko potrafiłam.

   - Myślę, że chyba powinnam dać sobie spokój z bieganiem.

   - Co Ty tam mamroczesz? – zapytała zdziwiona, więc powtórzyłam głośniej.

   - Daję sobie spokój z bieganiem – spojrzeli na siebie, zresztą nie był to pierwszy raz, spoglądali na siebie co chwilę, co było dziwne. Ogólnie zachowywali się jakoś inaczej, przysuwali się od siebie, a później odsuwali, ale zanim zdążyłam o to spytać krzyknęli niemal jednocześnie

   - Co?! Powiedz, że żartujesz!

   - Nie drzyjcie się tak – spiorunowałam ich wzrokiem. – Myślę, że powinnam skupić się na nauce. Treningi zajmują mnóstwo czasu, a i tak nie odnoszę sukcesów.

   - Ciebie to już chyba do reszty pogięło! Dziewczyno, masz same piątki, co Ty chcesz poprawiać?! Żadnych sukcesów?! A kto wygrał stanowe?! To jest dla Ciebie nic?! – krzyczała Lili, w tym samym momencie otwarły się drzwi i stanął w nich zdziwiony Chris. – Bieganie to całe Twoje życie! My jeszcze nie umieliśmy chodzić, a Ty już biegałaś!

   - Co tu się dzieje? Lilienne czy Ty naprawdę musisz tak krzyczeć? – odwróciła się szybko i dopiero teraz go zauważyła, spojrzała na niego takim wzrokiem, że gdyby wzrok umiał zabijać to wszyscy padlibyśmy trupem.

   - Wiedziałeś o tym?! – wydarła się w stronę mojego brata, podchodząc do niego. Spojrzał na nią zdziwiony, nie miał pojęcia o czym mówi – Postanowiła rzucić bieganie! A wiesz dlaczego?! Bo potrzebuje więcej czasu na naukę! Ha, słyszałeś kiedyś równie marną wymówkę?! – z każdym słowem jego oczy stawały się coraz większe, wbił we mnie zarazem zmartwiony i wściekły wzrok.

   - Zostawcie nas samych – powiedział zły, a moi przyjaciele stali teraz bardziej zdziwieni niż on kilka sekund temu, teraz był po prostu wściekły, na mnie. Wziął dwa głębokie wdechy, kiedy oni opuszczali pokój i przysiadł na brzegu łóżka – Chyba nie mówisz poważnie – odezwał się spokojnym głosem, otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale pokręcił głową i mówił dalej – Nie możesz zrezygnować. Masz talent i rozwijałaś go całe życie. Im możesz wciskać kity, że potrzebujesz czasu na naukę, albo znajdziesz inne zajęcie, ale nie mi. Pamiętasz mój wypadek w pierwszej klasie? Podczas trzeciego meczu w sezonie?

   - Złamałeś obojczyk i dwa żebra – skinął głową

   - Też wtedy chciałem się poddać, bo bałem się, że nigdy nie będę już tak dobry jak wcześniej, ale Ty mnie powstrzymałaś. Powiedziałaś, że wrócę jeszcze silniejszy, a kiedy już żebra się zrosły pomogłaś wrócić do formy. Zmuszałaś, żebym z Tobą biegał, chociaż miałem ogromny problem, żeby dotrzymać Ci kroku. Siłą zaciągnęłaś mnie na trening. Teraz moja kolej. Od jutra się za Ciebie bierzemy i nie chcę słyszeć odmowy – znałam swojego brata, był równie uparty co ja, więc nie było sensu się z nim kłócić.

   - Za miesiąc, przecież teraz nie mogę – spojrzałam na niego jakby się urwał z kosmosu, a on uśmiechnął się tajemniczo i powiedział, że nie będziemy obciążać nogi.

            I zgodnie z obietnicą, wstałam w sobotę, zjadłam śniadanie, przebrałam się w dres i czekałam na zwariowane pomysły brata. Kiedy już zszedł, kazał położyć mi się na ziemi, na plecach. Byłam zdezorientowana, ale wykonałam polecenie, delikatnie ugiął moje nogi w kolanach i położył na ziemi.

  - A teraz rób brzuszki – spojrzałam na niego jak na kretyna, w odpowiedzi uśmiechnął się i zaczął mi tłumaczyć – przecież doskonale wiesz, że mięśnie brzucha w bieganiu są bardzo ważne, nie tylko nogi trzeba ćwiczyć – mówiąc to pokazał mi język, a ja zaśmiałam się cicho i lekko szturchnęłam zdrową nogą – no dawaj – ponaglił mnie – musimy zobaczyć ile dasz radę zrobić – więc zaczęłam. Zrobiłam sto trzydzieści dwa i już nie dałam rady się podnieść – widzisz? O tym mówię. Musimy nad tym popracować. Jak z Tobą skończę będziesz robiła trzysta za jednym podejściem – uśmiechnął się w taki sposób, że od razu wiedziałam, coś kombinował i wcale nie miało to być dla mnie miłe, łatwe i przyjemne – Oj no już tak na mnie nie patrz, to że masz skręconą kostkę nie znaczy, że możesz się lenić i nic nie robić. Przecież chcesz być najlepsza, prawda? – skinęłam głową nadal leżąc na plecach. – Dobrze, decyzja podjęta – uśmiechnął się tak szeroko, że śmiały się też jego oczy.

            Po weekendzie ćwiczeń z bratem odżyła we mnie nadzieja, poczułam, że mogę być lepsza niż jestem. W poniedziałek ubrałam się w ciemne, dresowe spodnie – to nowość, jeszcze nigdy nie poszłam do szkoły w dresie – zieloną bluzkę z napisem: „Make your dreams come true” i szare trampki. Przez najbliższe dwa tygodnie musiałam poruszać się za pomocą kuli, więc nie wyglądało to zbyt dobrze, ale czas wrócić do szkoły. Zdziwiłam się, kiedy tylko do niej weszłam. Wszyscy witali się ze mną, uśmiechali i życzyli szybkiego powrotu do zdrowia. Uśmiechałam się do nich szczerze i dziękowałam, to było naprawdę miłe z ich strony. Zatrzymałam się przy mojej szafce, żeby wyjąć książkę z chemii i wypadła mi z niej kartkówka, kiedy chciałam się po nią schylić, ktoś mnie wyręczył. Spojrzałam w górę i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Seana. Podał mi kartkówkę, uśmiechnęłam się do niego. Powiedział, żebym się nie przejmowała, bo za rok na pewno wygram, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, a on poszedł na lekcje. Usiadłam w ławce i zaczęłam przeglądać notatki, które przepisałam wczoraj popołudniu. Usłyszałam, że ktoś odsuwa krzesło obok, podniosłam wzrok i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ciemne, prawie czarne, ścięte na jeża, postawione włosy, ciemna karnacja, duże zielone oczy i zniewalający uśmiech.

   - Hej, jestem Jason – powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.