sobota, 9 stycznia 2016

6. Katrina

           Uśmiechnęłam się delikatnie. Moje serce przyspieszyło, a przed oczami stanął obraz nowego sąsiada i bliźniaczek bawiących się przed domem. Kto by pomyślał, że poznam go tak szybko. Do lekcji było jeszcze kilka minut, więc usiadłam przodem do Jasona.

   - Rosie, miło mi Cię poznać – na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

   - Wiem jak się nazywasz – powiedział rozbawiony, spojrzałam na niego zdziwiona – Od tygodnia na każdym kroku można usłyszeć Twoje imię – rzucił wzrokiem na moją kostkę – Przykro mi z powodu kontuzji, ale wierzę, że szybko wrócisz do formy – podziękowałam i zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Nie mogłam uwierzyć, że informacja o mojej nodze tak szybko obiegła całą szkołę – Ale muszę przyznać, że nie kłamali, naprawdę jesteś piękna – jak na zawołanie krew napłynęła mi do policzków, barwiąc je na różowy kolor. Spojrzałam na niego niepewnie.

   - Dziękuję – szepnęłam w chwili, w której nauczyciel przekroczył próg klasy. Uśmiechnęłam się nieśmiało w stronę nowego ucznia i odwróciłam przodem do tablicy.

   - Słyszałem, że mieszkasz naprzeciwko mnie – dopiero teraz zauważyłam, że przysunął się i nachylił – Pozwolisz się odprowadzić? – moje wargi rozciągnęły się w słodkim uśmiechu i odpowiedziałam:

   - Jeśli masz ochotę na najwolniejszy powrót do domu, to dlaczego nie – tym razem to on był zaskoczony, a jego oczy krzyczały „ o co Ci chodzi?!”. Zachichotałam cichutko i spojrzałam znacząco na kule oparte o ławkę. Zrozumiał o co mi chodzi i zaśmiał się.

            Lekcja minęła bardzo szybko, pewnie dlatego, że większość przegadałam z Jasonem. Muszę przyznać, że jest bardzo miły i ma świetne poczucie humoru. Kiedy wychodziliśmy z klasy opowiadał mi o Florydzie – stamtąd się przeprowadził, a powodem była nowa praca taty. Poczułam na sobie palące spojrzenie, gdy się odwróciłam zobaczyłam Seana, który wbijał w nas wściekły wzrok. Zauważył mnie. Odwrócił się i szybko zniknął za rogiem. Nie miałam pojęcia co go ugryzło.

            Kolejne dni mijały szybko i przyjemnie. Rano do szkoły szłam z Jasonem i z nim wracałam. Sean nadal piorunował nas wzrokiem, kiedy tylko miał okazje. Po powrocie do domu, Chris, dawał mi niezły wycisk. Wbrew zaleceniu lekarza, już po dwóch tygodniach odstawiłam kule, ale tylko w domu. Czułam się pewnie stając na obu nogach, a kostka już nie bolała. Zaczęłam zdejmować opatrunek usztywniający, ale tylko na noc. Do krajowych zostały trzy dni. Nie było szans, żebym dała radę w nich wystartować, ale za miesiąc były zawody międzyszkolne. Idealny moment na powrót i  pokazanie, że kontuzja wcale nie pogorszyła mojej formy, wręcz przeciwnie. Już teraz czułam, że jestem lepsza niż kiedykolwiek, a od ponad dwóch tygodni nie biegałam. I pomyśleć, że gdyby nie Chris, zrezygnowałabym z tego wszystkiego. Byłam szczęściarą mając tak niesamowitego brata. Dotrzymał obietnicy, chociaż nie wiem jak to zrobił. Po dziesięciu dniach robiłam trzysta brzuszków za jednym podejściem, a mięśnie na moim brzuchu stały się widoczne.

            W piątkowe popołudnie przyszedł do niego Jason (dostał się do drużyny futbolowej, jak mój brat, został zastępcą kapitana, czyli zastępca Chrisa, co spowodowało, że bardzo się zaprzyjaźnili). Oglądali jakiś film w salonie, nie chcąc im przeszkadzać, poszłam do siebie i zaczęłam robić zadanie z chemii. Rano obudziły mnie promienie słońca. Wyjrzałam za okno, żadnej chmurki na niebie, liście pozostawały w bezruchu. To mogło oznaczać tylko jedno. Cisza przed burzą. Zapowiadana od tygodni Katrina postanowiła zawitać w Stanach Zjednoczonych. Wiadomo o niej było tyle, że będzie to bardzo silny huragan. Ubrałam się i zeszłam na dół. Tam brat już zaczął nalewać wodę do garnków i misek – nigdy nie wiadomo jakie szkody wyrządzi – podeszłam i podawałam mu kolejne naczynia. Zachowywaliśmy się spokojnie, bo to nie był pierwszy raz, kiedy mieliśmy mieć styczność z siłami natury pod taką postacią. Doskonale wiedzieliśmy, że w tej sytuacji, tylko spokój i opanowanie może nam pomóc.

   - Jak tam wczorajszy wieczór? – spytałam niby od niechcenia. Tak naprawdę chciałam się dowiedzieć, co Chris o nim myśli.

   - Super, Jason to świetny facet. Teraz rozumiem dlaczego tak na niego lecisz – powiedział śmiejąc się i lekko mnie szturchnął biodrem.

   - Nie lecę na niego! – zaczęłam się wypierać, chociaż szczerze mówiąc bardzo go lubiłam. Tylko po co mam sobie robić nadzieję, skoro on mnie traktuje jak przyjaciółkę.

   - Ta jasne. Kogo jak kogo, ale mnie nie oszukasz – pokazał mi język, a ja się zarumieniłam i szybko odwróciłam, żeby tego nie zauważył  - Widziałem to! – powiedział odwracając się w moją stronę i pokiwał mi palcem wskazującym przed twarzą – nie ładnie tak własnego brata okłamywać. – widziałam po jego minie, że z całych sił stara się zachować powagę.

   - Jeśli komuś o tym powiesz, to cała szkoła zobaczy zdjęcie, na którym Chris McKenzie jest przebrany za księżniczkę – pogroziłam mu i przez chwilę w jego oczach pojawił się strach, ale zaraz zmienił się w rozbawienie.

   - Tak? – spytał zaczepnie, pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko – To ciekawe jak to zrobisz umierając ze śmiechu – zanim dotarł do mnie sens jego słów i zdążyłam zareagować doskoczył do mnie i zaczął łaskotać. Chwilę później leżałam na podłodze w kuchni, a Chris siedział nade mną i oboje pękaliśmy ze śmiechu.

   - Fajnie, że macie dobry humor, ale trzeba się wziąć do roboty, bo nie zdążymy – w drzwiach pojawił się tata z szerokim uśmiechem na twarzy, to właśnie po nim mieliśmy te duże, piękne zielone oczy. – Kapitanie – czasami mówił tak do Chrisa, jeśli miał dobry humor – mógłbyś już pozamykać okiennice na piętrze? – skinął głową i nadal chichocząc poszedł wykonać polecenie – A Ty, księżniczko, poszukaj świeczek, jeśli będzie ich niewiele, trzeba skoczyć do sklepu – zawsze zorganizowany, w odróżnieniu od naszej mamy, która nigdy nie pamiętała co jeszcze musi zrobić, dlatego starała się wszystko zapisywać. Byli swoimi przeciwieństwami, ale dogadywali się od zawsze i prawie się nie kłócili. Świeczki mogły być tylko w jednym miejscu. Podeszłam do szafki pod telewizorem, cały czas czując na sobie wzrok taty. Wyjęłam dwa, nieotwarte pudełka, w których było po dwadzieścia świeczek. – Myślę, że tyle wystarczy – powiedział zerkając na pudełka – zdjęłaś opatrunek? – zapytał zdziwiony.

   - Tak, już mnie nie boli, a wiesz, im krócej będzie usztywniona tym lepiej, nie zdąży się zastać – zrobiłam minę aniołka, a tata zaczął się śmiać.

   - Ale obiecaj mi, że jeśli tylko zacznie Cię boleć , znowu go włożysz – był stanowczy, ale wiem, że kierowała nim troska. Skinęłam głową i przytuliłam się do niego.

            Koło południa pojawił się lekki wiatr w towarzystwie ciemnych chmur. Zamknęliśmy okiennice na parterze, jeszcze raz upewniliśmy się, że wszystko zostało schowane do domu i czy nie zapomnieliśmy czegoś zrobić. Wzięłam zapałki z kuchni i położyłam na stoliku w salonie obok świeczek. Wprawdzie jeszcze był prąd, ale nigdy nie wiadomo, kiedy padnie, a przez zamknięte okiennice nie przedostawały się żadne promienie słońca. Nie mając nic więcej do roboty, usiedliśmy wszyscy w salonie i wyjęliśmy gry planszowe. Podczas drugiej rundy, usłyszeliśmy, że wiatr nabrał sił i zaczęło padać. Rozpoczęło się piekło. Światła zamrugały i zgasły, było tak ciemno, że nie potrafiłam znaleźć zapałek, które położyłam na stoliku. Kiedy już mi się udało Chris zapalił świeczki i zrobiło się nieco jaśniej. Trochę przestraszona oparłam głowę o ramię brata, objął mnie, żeby pokazać mi, że wszystko jest w porządku i siedzieliśmy w milczeniu nasłuchując wycia wiatru, dudnienia ulewy i huków spowodowanych przedmiotami, które ktoś zostawił na dworze. Mimowolnie moje serce przyspieszyło. Od rana w wiadomościach mówiono, że Katrina będzie potężna, ale miała nabrać siły później, tak jakby Kalifornia i Arizona, były dla niej tylko rozgrzewką. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.

            Obudziłam się rano, było już po wszystkim. Spałam z głową na kolanach brata, spojrzałam w górę, Chris nadal spał. Telewizor był włączony, w wiadomościach podawali, że Katrina była najsilniejszym huraganem od wielu lat, ale prędkości nabrała dopiero w Kolorado. Jednak mój wzrok przykuły napisy u dołu ekranu. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom usiadłam szybko i przeczytałam raz jeszcze.

   - Chris! – krzyknęłam potrząsając bratem. Szybko otworzył oczy i spojrzał na mnie przestraszony, a mi do oczu zaczęły napływać łzy szczęścia.

   - Co jest? – spytał zaniepokojony. Uśmiechnęłam się szeroko i pokazałam mu, co ma przeczytać. Kiedy tylko skończył mocno mnie przytulił i wiedziałam, że cieszy się tak bardzo jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz