sobota, 9 stycznia 2016

8. Szpital

                Na chwilę czas jakby stanął w miejscu. Sekunda mogła być godziną, dniem, tygodniem. Powoli zaczynały docierać do mnie słowa mamy. Głosy zaczęły się oddalać, słyszałam jakbym znajdowała się pod wodą. Oczy wypełniały się łzami, a w gardle rosła ogromna gula. Zanim zdążyłam to przemyśleć, wstałam i czas nagle ruszył w przyspieszonym tempie. Wszystko działo się tak szybko… Włożyłam buty sportowe i wybiegałam z domu. Dotarło do mnie słabe echo krzyków, żebym zaczekała, ale miałam to gdzieś. Zanim skręciłam w lewo, przed oczami mignęła mi twarz Jasona, który stał przed swoim domem.

            Zimny wiatr przeszywał moje ciało, wywołując gęsią skórkę, w pośpiechu zapomniałam o bluzie. Zaczęło kropić, ale mimo to nadal uparcie biegłam. W głowie zaczęły powracać obrazy z przed kilku minut. Mama odbiera telefon. Zaczyna płakać, tata ją przytula. Patrzy na mnie, jakby miała mi złamać serce i mówi trzy słowa. Tylko tyle, a wystarczyło, żeby wszystko inne przestało mieć znaczenie. „Chris miał wypadek”. Nic innego nie było już dla mnie ważne. Mistrzostwo było nic nie warte, jeśli coś miało mu się stać. Musiałam jak najszybciej go zobaczyć. Zostało jeszcze tylko kilka przecznic. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe… Mój brat był wspaniałym człowiekiem. Zawsze mnie wspierał, pocieszał, pomagał mi. Nigdy się z nikogo nie nabijał. Był wzorowym uczniem, kapitanem drużyny futbolowej. Po policzkach spływały mi łzy, a usta drgały. W myślach widziałam jego szeroki uśmiech, kiedy odbierał puchar w zeszłym roku.

            Wpadłam do szpitala przez podwójne drzwi, rozejrzałam się dookoła desperacko szukając kogoś, kto powie mi, gdzie mogę znaleźć brata. Jak na złość korytarz był pusty. Na biurku z komputerem stała kartka z napisem „zaraz wracam”. Już chciałam iść, szukać go na własną rękę, kiedy na krzesło opadła starsza pani w okularach. Widząc w jakim jestem stanie uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.

   - Kogo szukasz? – spytała ciepłym, przyjaznym głosem.

   - M… mojego brata – wyjąkałam przez łzy. Wzięłam głęboki wdech i odezwałam się już troszkę spokojniejsza – Chris McKenzie. Miał wypadek i został tu przewieziony.

   - Tak, zgadza się. Niestety nie możesz się teraz z nim zobaczyć – odpowiedziała spoglądając na mnie smutno, a mnie ogarnęła panika. Chyba to dostrzegła, bo zaraz dodała – Jest operowany. Idź na drugie piętro, na końcu korytarza po lewej, przed wejściem na salę operacyjną są krzesełka. Tam możesz poczekać. – skinęłam głową i podziękowałam za pomoc. Ruszyłam biegiem do miejsca, w którym mogłam być bliżej brata.

            Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Chodziłam w tę i z powrotem po korytarzu i  w myślach błagałam brata, żeby walczył. Jest silny, da radę. Powtarzałam w kółko. Ani się waż poddawać. Masz o co walczyć. Jak mantrę, jeszcze raz od początku. Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić, tylko czekać i wierzyć, że będzie dobrze, że zajmują się nim świetni lekarze. Mimo wszystko czułam ogromną pustkę. Byliśmy nierozłączni od kiedy się  urodziłam, a teraz leżał na stole operacyjnym i nie było wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła go zobaczyć, wygłupiać się, albo oglądać setny raz nasz ulubiony film. Gdyby nie on, poddałabym się. Nie udałoby mi się osiągnąć tego, co mam. Teraz to on musiał znaleźć w sobie tyle siły, żeby walczyć, mimo że nie mogłam mu powiedzieć, jak bardzo wierzę w to, że da radę. Nie mogłam mu przypomnieć ile ma w sobie siły. Był tylko on. Musiał sobie poradzić. Zawsze walczył do końca i teraz też tak będzie. Przecież ma całe życie przed sobą, nikt nie miał pojęcia jak niesamowicie gra na gitarze, jak piękne piosenki pisze, jaki ma wspaniały głos. Obiecał, że w tym roku pokaże się na konkursie talentów, a on zawsze dotrzymuje obietnic. Da radę. Musi.

            Mój wewnętrzny monolog przerwał ktoś, dotykając mojego ramienia. Odwróciłam się i zobaczyłam Jasona, stojącego za mną. Był smutny. Przecież on i Chris byli najlepszymi przyjaciółmi. Przytuliłam się do niego, przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej, ale zaraz puścił. Spojrzałam na niego zdziwiona. Ściągnął bluzę i dał mi do założenia. Kiedy to zrobiłam znowu porwał mnie w ramiona i zaczął pocierać moje plecy, żeby mnie ogrzać. Dopiero teraz, czując ciepło jego ciała zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zmarzłam. Był tak gorący, że prawie parzył. Przypomniałam sobie jak wiele razy Chris tak robił i znowu się rozpłakałam. Często zdarzało mi się zapomnieć bluzy, a wtedy on dawał mi swoją i przytulał w ten sposób. Powtarzał, że kiedyś zapomnę o własnej głowie, a wtedy swojej mi nie odda. Miał specyficzne poczucie humoru, którego większość nie rozumiała, ale ja wiedziałam co ma na myśli. Rozumieliśmy się bez słów. Nadal płacząc uniosłam głowę do góry.

   - A tak właściwie, to skąd się tutaj wziąłeś? – spytałam. Uśmiechnął się blado i przytulił mocniej.

   - Kiedy tak wybiegłaś z domu, poszedłem zapytać Twoich rodziców co się stało, jak już mi to wytłumaczyli, zaproponowali, żebym przyjechał z nimi. Poszli porozmawiać z lekarzem, a ja szukałem Ciebie. Nie chciałem, żebyś była teraz sama. – mówił spokojnym tonem, choć  wiedziałam, że tylko udaje. Też się martwił. Stałam tak przytulona do niego, wsłuchując się w uspokajający rytm jego serca.

            Usłyszałam otwierane drzwi i szybko się odwróciłam. Z sali operacyjnej wychodziła pielęgniarka. Za moimi plecami rozległy się szybkie kroki. Rozpoznałam je bez odwracania. Moi rodzice. Podbiegłam do kobiety, która w tej samej chwili się odezwała.

   - Jesteście rodziną Chrisa? – spytała, a my wszyscy, zgodnie skinęliśmy głowami – Operacja nadal trwa, ma rozległe urazy wewnętrzne, więc to jeszcze długo potrwa. Nie mogę nic państwu obiecać, chłopak jest w naprawdę ciężkim stanie – po moich policzkach łzy spływały coraz szybciej i nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Jednak w moich oczach było zawarte pytanie, które kobieta bez problemu rozszyfrowała. – To dzielny chłopak. Naprawdę walczy. Nie widziałam, żeby ktoś tak bardzo trzymał się życia. Trzeba być dobrej myśli. Jego młody organizm ma bardzo dużo siły. – uśmiechnęła się pocieszająco i zniknęła za drzwiami.

            Zasiała we mnie nutkę nadziei. Powiedziała, że walczy, że jest silny. Znałam mojego brata jak nikt inny, potrafił być naprawdę uparty. Nie zostało mi nic, jak tylko wierzyć, że to wystarczy. Opadłam na krzesło obok Jasona i oparłam głowę o jego ramię. Już od godziny byłam w szpitalu, zaczęłam odczuwać zmęczenie. Przymknęłam powieki i poczułam jak chłopak obejmuje mnie ramieniem. Przysunęłam się bliżej niego i zaczęłam myśleć. Przed moimi oczami pojawiały się wspomnienia z Chrisem. Kiedy miałam sześć lat, tata zbudował nam w ogrodzie zjeżdżalnie z huśtawkami. Bawiliśmy się na niej całymi dniami, aż po deszczu poślizgnęłam i spadłam na dół. Uderzyłam się w głowę i spędziłam trzy dni w szpitalu. Kiedy wróciłam okazało się, że Chris wziął siekierę taty i zepsuł zjeżdżalnie, żebym już nie mogła z niej spaść. Wtedy byłam na niego wściekła. Nie rozmawiałam z nim chyba przez tydzień, a on uparcie siedział w nogach mojego łóżka, pilnując, żebym leżała. Dopiero teraz zrozumiałam, co wtedy poczuł. Od tamtego czasu troszczył się o mnie jak nikt inny. Nie pozwalał, żeby ktoś zrobił mi krzywdę, zajmował się mną jak własnym dzieckiem, a jednocześnie potrafił zachować między nami relację brat-siostra. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, wiedzieliśmy o sobie wszystko i nie potrafiliśmy spędzić jednego dnia bez siebie. Siedziałam tak, przytulona do Jasona, wpatrzona w zegarek. Dochodziła czwarta nad ranem. Byłam wykończona, ale wiedziałam, że nie zasnę, dopóki nie zobaczę brata.

            Kolejne wspomnienia zalewały mój umysł. Nasza pierwsza noc w namiocie. Miałam wtedy dziewięć lat, Chris dziesięć. Rodzice nie wierząc w nasz entuzjazm ustawili w ogrodzie namiot, bo nie wierzyli, że wytrzymalibyśmy weekend na biwaku. Uparcie twierdziliśmy, że chcemy jechać, więc powiedzieli, że jak prześpimy w tym trzy noce to pojedziemy. Pierwsza noc była najgorsza, zrobiło się chłodno, a że mieszkaliśmy na końcu drogi, dalej był tylko las, słyszeliśmy zwierzęta. Chciałam wrócić do domu, bo się bałam. Przytulił mnie i zaczął śpiewać piosenkę o bracie i siostrze, której nie znałam. Bardzo mi się spodobała, więc spytałam skąd ją zna. Powiedział: „Napisałem to wczoraj. Jest o nas”. Od tamtego czasu pokazywał mi swoje teksty.


            Panowała taka cisza, że słyszałam bicie swojego serca. To była druga operacja mojego brata. Poprzednia trwała tylko godzinę, a i tak umierałam ze strachu, chociaż mieli mu tylko nastawić obojczyk, który złamał podczas meczu. Stanu w jakim byłam teraz nie dało się opisać. Każda następna minuta dłużyła się bardziej. O siódmej tata poszedł po kawę, a dla mnie przyniósł herbatę. Zarówno ja jak i mój brat, nie lubiliśmy kawy. Wreszcie koło południa coś zaczęło się dziać. Przez drzwi prowadzące na salę operacyjną wyszedł chirurg, po jego twarzy było widać, że jest bardzo zmęczony. Podszedł do nas i zaczął mówić.
_________
I jest kolejny :)

Mam nadzieję, że się podobał.
Po przeczytaniu skomentuj! Dla Ciebie to tylko chwilka, a dla mnie ogromna motywacja c; 

3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Mam nadzieję, że Chris z tego wyjdzie. Ta scena Jasonem... urocza. Dobrze, że ktoś poza Chrisem tak bardzo martwi się o Rosie. A jej reakcja na wieść o wypadku brata? Idealnie opisuje przeżycia takiej osoby. Masz wielkiego plusa za opisywanie uczuć. Czekam na następny rozdział ze zniecierpliwieniem. Życzę dużo weny i do następnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku..Aż mi się płakać chciało po tym jak przeczytałam rozdział..
    Jest tutaj pięknie przedstawiona relacja rodzeństwa..
    Jakbym widziała mnie i brata..Tylko że u nas jest trochę więcej nieporozumień..
    Biorę się za dalsze czytanie!:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Chris pokona wszystkie trudy, bo jest silny!!! Mając siostrę dającą takie wsparcie musi się udać!

    OdpowiedzUsuń