sobota, 9 stycznia 2016

2. Początek sezonu

                Otworzyłam oczy i niemal w tym samym momencie je zamknęłam. Przez okno do pokoju wpadały promienie słońca. Odwróciłam głowę w stronę budzika i sprawdziłam godzinę, 6:59 – czas wstawać. Otworzyłam okno żeby sprawdzić temperaturę i byłam mile zaskoczona, kiedy ciepłe powietrze otuliło moją twarz. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czerwoną sukienkę odcinaną w talii, sięgającą połowy uda i poszłam do łazienki przygotować się do wyjścia. Włosy spięłam w wysoki koński ogon. Po jakiś piętnastu minutach zeszłam na dół ubrana, z lekkim makijażem i szkolną torbą na ramieniu. Postawiłam wodę na herbatę i usiadłam czekając aż się zagotuje. Wczoraj dałam plamę, ale to nic nie znaczy. Teraz najważniejsze są treningi, zbliżają się zawody i miałam zamiar powalczyć w nich o pierwsze miejsce. Z zamyślenia wyrwał mnie Chris zalewając herbatę w kubku stojącym przede mną.

   - Dzień dobry siostrzyczko, wyspana? – spytał uśmiechając się szeroko. Wspominałam już jak uwielbiam tego człowieka? Jasne, czasem działa mi na nerwy jak nikt inny, ale przecież to mój brat. Coś byłoby nie tak gdybyśmy się chociaż czasami nie kłócili, ale poza tymi momentami byliśmy nierozłączni. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć i znaliśmy się lepiej niż ktokolwiek, troszczyliśmy się o siebie, a Chris jak przystało na starszego brata pilnował, żeby nikt nie próbował mnie skrzywdzić. Chociaż był między nami rok różnicy, często zdarzało się, że brano nas za bliźniaków, bo byliśmy do siebie tak bardzo podobni i oboje wysportowani, ja biegałam, a brat był kapitanem drużyny futbolowej. Odwzajemniłam jego uśmiech.

  - Dzień dobry braciszku, myślę, że tak, a Ty? – uśmiechnął się jeszcze szerzej siadając obok mnie, kiwnął głową na znak, że się wyspał i podał mi talerz z kanapkami. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on tylko się zaśmiał i pokręcił głową nie dowierzając.

  - Chyba nie myślałaś, że pozwolę Ci wyjść bez śniadania – znowu się zaśmiał, a ja do niego dołączyłam. Tak się zamyśliłam, że kompletnie zapomniałam o śniadaniu. Zjadłam szybko i zaczęliśmy się zbierać, żeby się nie spóźnić. Założyłam sandałki na obcasie i wychodząc wzięłam z wieszaka cieniutki kremowy sweterek, gdyby miało się zrobić chłodno. Oczywiście poszliśmy przez park, tam zawsze czekali na nas moi przyjaciele – Lili i Austin – więc gdy tylko się pojawili, ruszyliśmy dalej w stronę szkoły. Dziewczyna miała świetny humor, buzia jej się nie zamykała, a my tylko, od czasu do czasu, przytakiwaliśmy udając, że jej słuchamy. Nie żebyśmy ją celowo olewali, po prostu mówiła tak szybko, że i tak nie dało się za nią nadążyć. Wchodząc do szkoły napotkałam spojrzenie Seana, uśmiechnęłam się do niego delikatnie i podeszłam do swojej szafki, żeby wyjąć potrzebne rzeczy na zajęcia laboratoryjne.

          Nauczyciel przywitał nas szerokim uśmiechem i stwierdził, że musi sprawdzić ile pamiętamy z wczorajszej lekcji, a to oznaczało krótką kartkówkę. Pytania były naprawdę łatwe, dwa z nich były na zadanie domowe, więc nie miałam z nimi żadnego problemu. Po zebraniu prac pan Wilson wytłumaczył na czym będą polegać dzisiejsze doświadczenia i zaczęliśmy. Najpierw robiliśmy wulkan, wlałam do probówki kwas octowy i dosypałam łyżeczkę sody, utworzyła się spora piana spowodowana wydzieleniem dwutlenku węgla. Następnie do drugiej probówki wlałam kwasu solnego i wrzuciłam kawałeczek magnezu, zatkałam palcem, po odczekaniu dziesięciu sekund odpaliłam zapałkę i przysunęłam ją do otworu probówki odsuwając palec, w ten sposób mogliśmy usłyszeć charakterystyczny dźwięk spalania wodoru. Lekcja tak mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłam kiedy dobiegła końca. Wychodząc z klasy znowu miałam wrażenie, że napotkałam spojrzenie Seana, chyba zaczynam powoli wariować. Lekcje do lunchu mijały szybko, nie minęłam się więcej z blondynem. Naa stołówce dosiadł się do nas Chris, był podekscytowany, a to mogło oznaczać tylko dwie rzeczy: umówił się na randkę, albo poznał datę pierwszego meczu w tym sezonie. Stawiałam na drugą opcję i się nie pomyliłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że dzisiaj powinna pojawić się również informacja o dacie zawodów stanowych, na które przygotowuję się od zeszłego roku. Do krajowych dostają się osoby z trzech pierwszych miejsc, a ja byłam czwarta, czuję, że tym razem pójdzie mi lepiej.

   - To co w piątek wszyscy widzimy się na meczu? – zagadnął Austin z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie znam nikogo, kto byłby większym fanem naszej szkolnej drużyny niż Austin i jego dwa lata starszy brat. Chodzą na wszystkie mecze ubrani w koszulki i czapki z daszkiem z logo naszej maskotki – pantery – które było dosłownie wszędzie, na każdym korytarzu, na strojach zawodników, nie tylko futbolistów, ale także cheerliderek i drużyny lekkoatletycznej. Od trzech lat nie przegrali mistrzostw stanowych, dlatego cieszyli się taką popularnością zarówno w szkole jak i poza nią. Wiele razy pytałam się przyjaciela, dlaczego nie postara się o miejsce w drużynie, ale zawsze mówił to samo: „nie nadaję się do gry, moje miejsce jest na trybunach”. Nie zgadzałam się z nim, no ale co zrobisz z takim uparciuchem, był bardzo sprawny fizycznie, a na w-fie podczas gry radził sobie świetnie.

  - Oczywiście! – z kolei nikt nie potrafi zarazić entuzjazmem tak jak Lili, wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem – Dobra, dobra, koniec zabawy trzeba iść na lekcje – i jak na zawołanie zadzwonił dzwonek, wstaliśmy i nadal uśmiechnięci poszliśmy przebrać się na w-f.

            Po lekcjach pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam na trening. Wszyscy czekaliśmy zniecierpliwieni na trenera Martineza, był jedyną osobą, która znała datę zawodów, kiedy się pojawił jego mina mówiła wszystko. Wręcz krzyczała jak mało mamy czasu, a słowami tylko to potwierdził. Niecały tydzień, tyle mieliśmy, jednak nikt nie miał zamiaru siedzieć i się zamartwiać, wszyscy zaczęliśmy rozgrzewkę i najbardziej męczący trening w całym moim życiu.

   - Rosalie – podeszłam do trenera wykończona – nie przemęczaj popołudniami mięśni, musisz mieć energię na zawody – uśmiechnął się do mnie a ja zaniemówiłam ze szczęścia. Było nas za dużo, żeby mógł wziąć wszystkich, aby wystartować w biegu na 1500m jechały tylko dwie osoby. Nie można wyrazić słowami mojej radości, spowodowanej faktem, że miałam szansę poprawić wynik z zeszłego roku.

    - Dziękuje trenerze – powiedziałam z uśmiechem i odchodząc widziałam jak go odwzajemnia. Dużo nie brakowało a w drodze do szatni znowu wpadłabym na Seana, ale zgrabnie go wyminęłam i weszłam do pomieszczenia. Zamiast się przebierać zadzwoniłam do przyjaciółki, przekazać jej tą świetną wiadomość. Postanowiłyśmy uczcić to dużym pudełkiem lodów i jakąś komedią romantyczną, więc zaraz po wejściu do domu, wzięłam prysznic i czekałam na przyjaciółkę.

            Kolejne dni mijały naprawdę szybko - szkoła, trening, zadania, sen i od nowa. Jednak każdego dnia spotykało mnie coś miłego. W środę pan Wilson oddał kartkówki z chemii i dostałam piątkę, w czwartek wypadł nam francuski, więc miałam wolną godzinę, a dzisiaj był mecz. Cały tydzień czułam na sobie spojrzenia rzucane przez Seana, ale kiedy się odwracałam widziałam go w towarzystwie Vicky i jej świty – Amanda i Jennifer – niemalże jej kopie. Chodziły za nią jak dwa cienie i spełniały wszystkie zachcianki. Zastanawiałam się, czy on jest ślepy, czy po prostu nie chce widzieć tego jak wszystkie trzy na niego patrzą. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek, jeszcze tylko historia i trening. W domu byłam godzinę przed meczem, więc spokojnie zjadłam obiad, wzięłam prysznic i przebrałam się. W parku byłam pięć minut przed czasem, usiadłam na ławce i czekałam na przyjaciół, nie minęły dwie minuty, a Austin usiadł koło mnie. Chwilę później zjawiła się Lili.

            Mecz nie sprawił Panterom żadnego problemu, już przed przerwą mieli ogromną przewagę. Czekałam na brata, siedząc na schodach przed szkołą, myśląc o pierwszym tygodniu szkoły, był całkiem niezły. Jadę na zawody, mam same piątki. Nie dawały mi spokoju jedynie spojrzenia, którymi obdarzał mnie blondyn na prawie każdej przerwie. Ktoś usiadł obok mnie i myśląc, że to Chris oparłam głowę o jego ramię.

   - No maleńka, szkoda, że nie byłaś taka, kiedy spotkaliśmy się w poniedziałek – szybko podniosłam głowę i zobaczyłam jego roześmiane, niebieskie oczy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz