sobota, 9 stycznia 2016

1. Pierwsze spotkanie

               Stałam oparta plecami o swoją szafkę. Lili – moja najlepsza przyjaciółka – opowiadała mi o sobotniej imprezie, na której poznała jakiegoś chłopaka. Jednak moje myśli były teraz daleko stąd, a jej paplanina tworzyła tło do moich rozmyślań. No dobra… może nie aż tak daleko. Po drugiej stronie korytarza. Stał oparty o ścianę. Odrzucił na bok swoją niesamowitą grzywkę w kolorze wiosennego słońca (jasna, delikatna, ale uwielbiana przez wszystkich barwa). Przez chwilę, naprawdę bardzo krótką chwilę, sekundę, a może nawet mniej, miałam wrażenie, że na mnie spojrzał. Prawie natychmiast wrócił wzrokiem do Vicky – farbowane brązowe włosy, długie nogi pokryte samoopalaczem i tona makijażu. Ewidentnie go podrywała, a Sean nawet nie próbował jej powstrzymać. Lili wyrwała mnie z zamyślenia szturchając ramieniem i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że podszedł do nas Austin.

    - Serio daj sobie z nim spokój, to podrywacz, a nie materiał na chłopaka – gdyby to było takie proste… nie odpowiedziałam jej, tylko poszłam w stronę sali chemicznej, a w związku z tym, że tylko ja z naszej trójki przyjaciół wybrałam rozszerzoną chemię, cały rok będę zaczynać dzień od lekcji, na której siedzę sama. W sumie nie będzie to jakiś wielki problem, będę mogła w spokoju skupić się na ulubionych zajęciach. Chemia zawsze mnie fascynowała i chociaż kiedy powiedziałam przyjaciółce o moim wyborze zaczęła się śmiać i mówić, że zwariowałam, nie zmieniłam zdania. Nie ważne, że to jeden z trudniejszych przedmiotów i będę miała mniej czasu na treningi, tzn. najmniejszego zamiaru nie miałam ograniczać czasu na treningi. To była tylko oficjalna wersja. Prawda była taka, że pewnie zmniejszę trochę ilość snu, bądź czytanych książek. Siedziałam tak czekając, aż zadzwoni dzwonek na lekcje, kiedy do klasy weszły dwie dziewczyny, których nie znałam. Nie było to nic dziwnego, do naszej szkoły uczęszczało prawie dwa tysiące uczniów, więc nie było opcji, żebyśmy wszyscy się znali. Jakoś dziwnie się na mnie spojrzały, ale zanim zdążyły coś powiedzieć do klasy, równo z dzwonkiem, wszedł nauczyciel – pan Wilson. Jako, że była to pierwsza lekcja w tym roku szkolnym zaczął od omówienia zasad BHP. Wyjaśnił, że w każdy wtorek w ramach lekcji będą odbywały się zajęcia laboratoryjne i przeszliśmy do konfiguracji atomowej. Zdziwiłam się, że wszystko rozumiałam, może jednak wcale nie będę musiała poświęcać aż tyle czasu na naukę. Bardzo mnie to ucieszyło. Lekcja minęła bardzo szybko. Następna miała być matematyka razem z Austinem, więc czekałam na niego przed klasą i zajęliśmy miejsce w trzecim rzędzie pod oknem. Matematyczka, z którą mieliśmy w zeszłym roku poszła na urlop macierzyński, także wszyscy byli ciekawi kto zajął jej miejsce. Jak na zawołanie do klasy weszła młoda, wysoka brunetka, była bardzo ładna, miała duże, ciemne oczy i sympatyczny uśmiech. Zapewne zostanie nowym obiektem westchnień chłopców, kto wie, może nawet poprawią oceny żeby jej zaimponować.

            Lekcje do lunchu minęły całkiem szybko. Teraz mogłam całe trzydzieści minut spędzić z przyjaciółmi. W stołówce usiedliśmy przy naszym ulubionym stoliku pod oknem i zaczęliśmy rozmawiać. Byliśmy przyjaciółmi od urodzenia, a nasi rodzice zaprzyjaźnili się kiedy byli w liceum. W zasadzie to były dwie grupki przyjaciół, nasi ojcowie i nasze mamy. Dopiero gdy rodzice Austina zostali parą, wszyscy stali się jedną paczką. Parę tygodni później okazało się, że pozostała czwórka zaczęła się ze sobą spotykać i tak zaistniały związki rodziców moich i Lili. Austin miał świetne poczucie humoru, więc zawsze nas rozśmieszał, tak jak w tej chwili. Podczas gdy my świetnie się bawiliśmy zadzwonił dzwonek co oznaczało, że jeszcze dwie lekcje, trening i na dzisiaj koniec. Wszyscy mieliśmy teraz w-f, więc ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę hali sportowej. Przebraliśmy się i wyszliśmy na zbiórkę. Swoją drogą nigdzie nie widziałam dzisiaj Chrisa – mojego brata – pod ziemię się zapadł czy co? Przecież zawsze wszędzie go pełno. Trener Martinez powiedział, że dzisiaj biegamy, żebyśmy się trochę rozruszali po wakacjach,  dlatego wyszliśmy na bieżnie znajdującą się obok boiska futbolowego. Jedno okrążenie miało 400m, a każdy miał zrobić dziesięć. Sześć razy w tygodniu wychodziłam biegać, a w środy i soboty przyłączał się do mnie Austin, więc skończyliśmy jako pierwsi i do końca lekcji mogliśmy siedzieć na trawie i korzystać z pięknej pogody.

             Wychodząc ze szkoły wpadłam na kogoś, zdezorientowana spojrzałam w górę i momentalnie przeszedł mnie dreszcz. Jeden z tych przyjemnych, wzięłam głęboki wdech, żeby wydukać przeprosiny, ale wtedy poczułam jak niesamowicie pachnie. Miał jeszcze lekko wilgotne włosy, zapewne brał prysznic po treningu – był w drużynie futbolowej. Spojrzałam mu w oczy i dopiero teraz zobaczyłam jakie są piękne, ciemno niebieskie, błyszczące, widać w nich było rozbawienie. Cofnęłam się o krok i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Sean cały czas mnie trzymał. Zarumieniłam się.

    - Wszystko w porządku? – spytał swoim aksamitnym głosem. Nadal nie mogłam wydobyć z siebie głosu więc tylko kiwnęłam głową na znak, że nic mi nie jest. Moja reakcja widocznie go rozbawiła, gdyż uśmiechnął się jeszcze szerzej.

    - Przepraszam – wyjąkałam i odeszłam szybkim krokiem, żeby nie zrobić z siebie jeszcze większej idiotki.

     - Nie ma sprawy, możesz częściej na mnie wpadać – krzyknął za mną, a ja zarumieniłam się jeszcze bardziej i lekko uśmiechnęłam, ale nie odwróciłam się, by tego nie zauważył. Może jednak nie zrobiłam z siebie aż takiej idiotki jak mi się wydawało? Do domu dotarłam w niecałe piętnaście minut. Zostawiłam torbę na schodach i weszłam do kuchni odgrzać sobie obiad. Oczywiście nikogo poza mną nie było w domu. Chris zapewne szlajał się teraz gdzieś z kolegami z drużyny, a rodzice byli w pracy. Zjadłam i poszłam do pokoju zrobić zadania, jednak nie dane mi było dokończyć pierwszego, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Zeszłam je otworzyć i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Chrisa, po chwili jednak zauważył, że nie jest mi do śmiechu i powiedział:

     - Wybacz siostrzyczko, zapomniałem kluczy – skinęłam tylko głową i już odchodziłam, ale złapał mnie za rękę i odwrócił przodem do siebie – wszystko gra? – ponownie skinęłam głową, ale chyba mi nie uwierzył, więc dodałam, że przerwał mi odrabianie lekcji i pod takim pretekstem ulotniłam się do swojego pokoju. Kiedy skończyłam wyszłam biegać, był poniedziałek, więc biegałam sama, musiałam się wyżyć, dlatego biegłam szybciej niż zazwyczaj. Nadal nie mogłam uwierzyć, że zmarnowałam taką szansę. Od roku czekałam aż mnie zauważy. Nawet nie pamiętam ile razy marzyłam, żeby chociaż na mnie spojrzał, a dzisiaj kiedy miałam szansę z nim porozmawiać, po prostu uciekłam nie mówiąc nawet jak mam na imię… Nie wierzyłam, że zmarnowałam taką okazje. Wzięłam gorący prysznic i położyłam się spać. Starałam się zapomnieć o tym co stało się po szkole, ale nie mogłam, ciągle o tym myślałam, co skutecznie utrudniało zasypianie. Dobra dziewczyno ogarnij się! – krzyknęła na mnie moja podświadomość. Najwyższa pora to zrobić, jutro będzie nowy dzień, a teraz skoro już mnie poniekąd zauważył, może będę jeszcze miała szansę, żeby z nim porozmawiać. Z taką myślą odpłynęłam w objęcia Morfeusza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz