sobota, 9 stycznia 2016

7. Melissa czy Rosie?

           Kiedy mnie puścił, spojrzał z poważną miną i powiedział „To bierzemy się za treningi, zostały Ci tylko dwa tygodnie do krajowych”. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, czytając tą informację w wiadomościach. Katrina w Kolorado nabrała siły i wyrządziła takie szkody, że mistrzostwa zostały przesunięte o dwa tygodnie, co oznaczało jedno – wracam do walki o medal. Nie miałam zbyt wiele czasu na przygotowanie, nawet nie powinnam jeszcze biegać, ale postanowiłam spróbować. Kostka już  nie bolała, od kilku dni chodziłam bez kuli. Poszłam przebrać się w dres i zeszłam na dół z butami do biegania.

   - Chris? – spojrzał na mnie i zmarszczył brwi widząc co trzymam w rękach – przyłączysz się? – już chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam – tak, wiem, jeszcze nie powinnam, ale już nie boli i będę ostrożna. Wiesz jak mało czasu zostało…  – zrobiłam do niego słodkie oczka (to zawsze działało), wstał trochę się ociągając.

   - Daj mi minutkę – powiedział przechodząc obok mnie. Uśmiechnęłam się triumfalnie i skinęłam głową – Oj, słoneczko, po tym uśmieszku za chwilę nie będzie śladu – powiedział z szerokim uśmiechem i pobiegł do swojego pokoju.

            I faktycznie tak się stało. Nie biegliśmy szybko, ale bardzo długi dystans. Moja kondycja nie „uciekła” nigdzie przez te trzy tygodnie, ale mięśnie odzwyczaiły się od takiego wysiłku, przez co najzwyczajniej w świecie bolały. Po powrocie do domu poszłam prosto do wanny, do której nalałam gorącej wody, żeby zapobiec powstawaniu zakwasów. Jutro wracam do treningów w szkole.

            Poranek był chłodny, ale słoneczny. Uśmiechnęłam się do siebie wstając z łóżka, jeszcze trzy tygodnie temu byłam załamana, myślałam, że straciłam szansę na krajowe, że już nie będę miała możliwości, żeby wystartować na tak wielkiej imprezie, a teraz? Teraz budziłam się z nadzieją, że okażę się na tyle dobra, aby wrócić z medalem. Zrobiłam coś, czego nie robiłam od kilku tygodni. Włączyłam muzykę i zaczęłam się szykować do szkoły. Stało się normą, że kiedy wychodziłam do szkoły, przed domem już czekał na mnie Jason. Przytuliłam go na powitanie i ruszyliśmy w drogę. Cały czas się uśmiechałam, nadal nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

   - Wiesz, że bardzo lubię Twój uśmiech, ale nigdy nie widziałem Cię takiej. Zdradzisz, czemu bądź komu zawdzięczam ten widok? – spojrzałam na niego, jakby był z innej planety i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie powiedziałam mu jeszcze, co się stało, a nie każdy interesuje się sportem w takim stopniu jak moja rodzina i nie musi wiedzieć o terminach wszystkich zawodów. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, nadal szliśmy do szkoły, więc zrobiłam dwa większe kroki, żeby być przed nim, odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i patrząc mu w oczy oznajmiłam wesołym tonem.

   - Katrina narobiła bałaganu, więc krajowe są przesunięte o dwa tygodnie – chyba nie do końca zrozumiał, czemu jestem taka szczęśliwa, dlatego dodałam – To znaczy, że będę mogła wziąć w nich udział! – prawie wykrzyknęłam, a byliśmy już pod bramą szkoły. Złapał mnie w ostatniej chwili, inaczej wpadłabym na kogoś. Nadal szłam tyłem, więc widziałam tylko jego niesamowity uśmiech skierowany do mnie.

   - Rosie, to fantastycznie! – chyba udzielił mu się mój entuzjazm, do klasy oboje weszliśmy z szerokimi uśmiechami.

            Dzień mijał szybko, ale i tak nie mogłam się doczekać treningu. Kiedy na niego szłam, ktoś złapał mnie za ramię, pociągnął do tyłu i lekko, ale stanowczo popchnął na szafki. Zdezorientowana spojrzałam w gorę i zobaczyłam Seana. Stał z rękami opartymi po obu stronach mojej głowy odcinając mi drogę ucieczki. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. W jego oczach walczyły ze sobą wściekłość, smutek i coś jeszcze, czego nie potrafiłam rozszyfrować. Staliśmy tak już jakąś chwilę, ale nic nie mówił, tylko się we mnie wpatrywał. Zdziwiło mnie, że wróciły dreszcze, które pojawiały się w jego towarzystwie. Kiedyś tylko on potrafił je wywołać, ale kiedy zaczęłam spędzać więcej czasu z Jasonem okazało się, że on też tak na mnie działa, a skoro Sean mnie unikał, myślałam, że po prostu mi przeszło. Jak bardzo się myliłam… Zarumieniłam się delikatnie i uciekłam wzrokiem w bok.

   - Chodzisz z tym nowym? – spytał z wyrzutem, a przyjemne dreszczyki zniknęły jak ręką odjął. Zaskoczona spojrzałam mu w oczy i zorientowałam się, co próbował ukryć. Obrzydzenie. To właśnie teraz czuł, a we mnie się zagotowało. Może i był przystojny, wysportowany i słodki, ale nie miał prawa w jakikolwiek sposób sugerować, że coś związanego ze mną i Jasonem może być obrzydliwe.

   - Przeszkadzało by Ci gdyby tak było? – spytałam zła i teraz to on był zaskoczony.

   - Tak – nigdy wcześniej nie widziałam w jego oczach takiej mieszanki emocji. Nie potrafiłam nawet odróżnić pojedynczych uczuć. Spojrzałam na niego pytająco, czekając na ciąg dalszy – Nie chcę, żebyś z nim była – przewróciłam oczami.

   - Bo? Jest jakiś konkretny powód, czy po prostu jesteś zazdrosny? – obserwowałam uważnie jego twarz, żeby zanotować jakiekolwiek zmiany, ale jedynie zmarszczył brwi, odwrócił się i rzucił przez ramię „po prostu nie chcę”.

             To było dziwne. Najpierw siłą mnie zatrzymuje i nie pozwala iść na trening, zadaje jakieś głupie pytania i jak gdyby nigdy nic odchodzi. Pokręciłam nieznacznie głową i poszłam do szatni, przebrać się w strój do ćwiczeń. Rodzice wczoraj rozmawiali z trenerem i bardzo się ucieszył, że jednak z nimi pojadę, ponieważ zawodnika nie można było nikim zastąpić. Musiała startować osoba, która się zakwalifikowała, albo nikt i jedno miejsce było puste, w takim wypadku zostałabym wpisana do tabeli wyników na ostatnim miejscu z dopiskiem „kontuzja”.

            Po treningu ustaliliśmy wszystkie szczegóły dotyczące wyjazdu, mimo że zawody odbywały się w sąsiednim stanie, czekało nas kilka godzin w autokarze. Ustaliliśmy, że wyjedziemy przed świtem, żeby przespać całą drogę.

            Te dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Sean znowu obdarzał mnie spojrzeniami, a Jason nadal nie stracił zainteresowania moją osobą. Dowiedziałam się też, skąd brało się dziwne zachowanie Lili i Austina. Chłopak zaprosił ją na randkę, a ona odrzuciła jego propozycje, jednak kilka dni po wizycie u mnie sama go zaprosiła do kina i teraz są parą, przez co spędzamy ze sobą mniej czasu, ale nie przeszkadza mi to. Treningi, nauka i spotkania z Jasonem zajmowały cały mój czas. Nie byliśmy parą, ale bardzo mi się podobał. Oparłam się o okno i zamknęłam oczy. Za kilka godzin będziemy na miejscu. Najważniejszy dzień i coś na co tyle pracowałam było już tak blisko. Jeszcze dzisiaj stanę na bieżni i będę tylko ja i moje mięśnie. Nie ważni są przeciwnicy, muszę dać z siebie wszystko, żeby dostać się do finału. Biegłam, pierwsze miejsce było moje i w tym momencie się obudziłam. Wzięłam to za dobry znak, wierzyłam w swoje możliwości i wiedziałam, że dam z siebie sto dziesięć procent. Wszyscy mnie wspierali, miałam nadzieję, że ich nie zawiodę.

            Kwalifikacje szły płynnie i czułam się pewnie widząc czasy zawodniczek startujących przede mną. Nie biegły jakoś bardzo wolno, ale nie były to szybkie biegi. Brałam udział w ostatnim, więc miałam czystą sytuacje. Wiedziałam, czego się spodziewać. Siedem bardzo mocnych zawodniczek, było pewne, że to będzie najmocniejszy bieg i wystarczyło zająć miejsce w pierwszej trójce, żeby dostać się do finału. Ustawiłyśmy się i okazało się, że na torze obok biegnie Melissa. Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Po stanowych bardzo się do siebie zbliżyłyśmy i postanowiłyśmy współpracować. Nasza taktyka była prosta i skuteczna. Trzymamy się razem i nie pozwalamy drugiej odpuścić. Właśnie w ten sposób zajęłyśmy dwa pierwsze  miejsca w kwalifikacjach, a różnica była minimalna, jedna dziesiąta sekundy. Szczęśliwe usiadłyśmy na trybunach czekając na finały i rozmawiając o wszystkim i o niczym zarazem, żeby się nie stresować.

            Kostka nie bolała, ale i tak miałam na niej bandaż elastyczny. Zostało trzydzieści sekund do rozpoczęcia naszego finału, był to ostatni bieg tych zawodów. Wzięłam dwa głębokie wdechy z zamkniętymi oczami – robiłam to przed każdym startem – otworzyłam je i ruszyłam. Melissa biegła po mojej prawej. Wiedziałam, że nie jestem w stanie rozwinąć pełnej prędkości, bo kostka była na to jeszcze za słaba, ale szansa na medal była. Już w pierwszym okrążeniu Melissa prowadziła, a ja byłam pół kroku za nią. Słyszałyśmy głośne okrzyki kibiców. Ustaliłyśmy, że do ostatniego okrążenia biegniemy razem, ale później każda pracuje na swój sukces i tak się stało, ostatnie czterysta metrów pokonałyśmy bardzo szybko i na metę wpadłyśmy w tym samym momencie, co się w sumie nie zdarza. Podeszłyśmy do siebie i objęłyśmy się czekając na decyzję sędziów, musieli zobaczyć na filmie, która pierwsza przekroczyła linie. Oddychałam głęboko starając się wyrównać pracę serca. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, trzymając nas w napięciu, tak, że słyszałam bicie własnego serca. Wreszcie na tablicy zaczęły od ósmego miejsca pojawiać się wyniki, ale jak się okazało było puste. Spojrzałyśmy na siebie zdezorientowane i dopiero kiedy nasze drużyny biegły w naszą stronę ponownie spojrzałyśmy na wyniki. Jeszcze zanim to do mnie dotarło znalazłyśmy się w objęciach naszych przyjaciół.

„1. Brown/McKenzie”

            Nie widziałam nigdy wcześniej, żeby coś takiego się stało, ale nie obchodziło mnie to. Byłam tak szczęśliwa, że z oczu popłynęły mi łzy. Po kilku minutach obie weszłyśmy na najwyższy stopień podium trzymając się za ręce. Odebrałyśmy złote medale i trzeba było ruszać w drogę. Byłam wykończona, więc szybko zasnęłam.

            Jakąś godzinę, przed dotarciem na miejsce obudziłam się i wcale nie podobało mi się to co czułam. Moje mięśnie się napinały i nie miałam nad nimi żadnej kontroli, na całym ciele pojawiła się gęsia skórka, chociaż było ciepło. Opanowało mnie uczucie niepokoju, a po plecach spłynęła strużka lodowatego potu. Miałam złe przeczucia. Siedziałam tak przez następną godzinę próbując się uspokoić i wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku. W domu byłam kilka minut po północy. Rodzice jeszcze nie spali, ale po ich minach widziałam, ze są bardzo szczęśliwi, więc nie mogło stać się nic złego. Chris po obejrzeniu zawodów pojechał z kolegami na jakąś imprezę, ale miał niedługo wrócić. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy, ciesząc się z mojego sukcesu.

            Poszłam do kuchni i wzięłam z lodówki sok pomarańczowy. Nalałam sobie do szklanki i wróciłam do salonu. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę i zadzwonił telefon. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni, w końcu kto mógł dzwonić o tej porze? Mama odebrała, a ja i tata mogliśmy zaobserwować jak z jej pięknej twarzy znika uśmiech a oczy wypełniają się łzami. Tata objął ją i spytał co się stało. Spojrzała najpierw na niego, a później na mnie, wzięła głęboki oddech, jakby sama nie była gotowa, żeby powiedzieć na głos, to co przed chwilą usłyszała. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a usta drgały.

   - Chris… - nie mogłam uwierzyć w to co mówiła dalej. To nie mogła być prawda.
_______
Mam nadzieję, że podoba Wam się historia Rosie. Opowiadanie przeniosłam na blogspot z powodu problemów technicznych.

Komentujcie, piszcie co Wam się podoba, co nie. To bardzo motywuje do dalszego pisania :*

Którego bohatera lubicie najbardziej? ^^ 

Czego dowiedziała się mama Rosie?

1 komentarz:

  1. Super, że Rosie wzięła udział w zawodach tak naprawdę bardzo jej kibicowałam. Potrafisz trzymać czytelnika w napięciu. Gratuluję i będę wracać do lektury.

    OdpowiedzUsuń